czwartek, 8 maja 2014

O Panu Jezusie i zbójnikach

                                              autor:  Kazimierz Przerwa-Tetmajer

          Szedł raz Pan Jezus ze świętym Piotrem przez las i spotkali ich zbójnicy. To było gdzieś w górach na Liptowie czy gdzieś indziej. 
— Niech będzie pochwalony — powiada Pan Jezus i ukłonił się kapeluszem.
— Niechże będzie na wieki wieków. Amen — powiada harnaś, zbójecki herszt.
— Dokąd idziecie?
          Chciał Pan Jezus coś rzec, ale mu święty Piotr nie dał, tylko prędko mówi:
— Po prośbie.
          Że to niby po prośbie, wiecie, szli. A to dlatego, bo widział torby, a łakomy był, jako to z biednego stanu, choć i święty.
          Przypatrzył się obu harnaś dobrze i powiada:
— Pójdźcie z nami.
          I obrócił się do swoich towarzyszy i mówi:
— Ten stary będzie dobry torbę nosić i drwa rąbać, a ten młody ogień kłaść i posługiwać koło jadła.
          I pyta się:
— Idziecie?
          Skrobnął się święty Piotr za uchem, bo poznał, że to zbójnicy, broń mieli, flinty, ciupagi, nie rzecz mu się wydawało [1], jako świętemu, ze zbójnikami chodzić, a jeszcze z Panem Jezusem wraz. Ale się tam za dużo za uchem nie skrobał, bo się bał, i patrzy na Pana Jezusa: co będzie?
          A Pan Jezus kiwnął głową i powiada:
— Dobrze.
          Strasznie się to dziwne świętemu Piotrowi zdało, ale się sprzeciwić nie śmiał. Jedno się zbójników bał, drugie Pana Jezusa słuchać musiał.
          Zaraz mu torbę na plecy przypięli, a Pan Jezus tylko sakwę z chlebem dostał. Mało mieli jeść, bo z daleka szli.
          Idą. Uszli kęs drogi, gorąco piekło, polegali zbójnikowie w cieniu i pospali się. Mówi święty Piotr do Pana Jezusa:
— Uciekajmy, bo jeszcze do kłopotu przy nich przyjdziemy! Ale Pan Jezus kiwnął głową, że nie.
          Kiedy się zbójnicy pobudzili, idą dalej. A było tych zbójników trzech. Ku wieczorowi poczęło brakować jedzenia. Bo tam i Pan Jezus co nieco zjadł, a święty Piotr sobie nie żałował. Jeść się wszystkim chciało, że aż marli od głodu idący.
          A tu patrzą — leży pod drzewem stary człowiek.
— Cóż ci to? — pyta się harnaś.
— Głodny jestem — powiada ten stary.
          I ten zbójnik dał mu swój kawałek chleba ostatni, co go jeszcze schowany miał.
Idą dalej, przez pola, począł bić grad z lodem, a zimno przyszło takie, że strach!
          Patrzą: dziecko małe w polu płacze.
— O cóż płaczesz? — pyta się drugi zbójnik.
— Zimno mi.
          I ten drugi zbójnik zdjął ze siebie kożuch i odział to dziecko i w koszuli tylko został, aż go trzęsło.
          Idą znowu dalej, patrzą: dom gore. Dzieci płaczą, wołają: „Mamo! Mamo!"
I trzeci z tych zbójników skoczył w ogień i wyniósł dzieciom matkę spośród płomienia, aż włosy osmędził.
          Poszli dalej i zaszli do jednej karczmy przenocować. A tam ich karczmarka poznała i posłała odkaz [2] do wójta.
          Przyleciał wójt z przysiężnymi i z ludźmi, i tych zbójników powiązali. A z nimi i Pana Jezusa ze świętym Piotrem.
          Wyprowadzili ich z karczmy, zawiedli ku spichlerzowi gromadzkiemu i tam ich zawarli [3].
Święty Piotr wziął płakać i mówi po cichu do Pana Jezusa:
— No, nie mówiłem Ci, Panie Jezu, że jeszcze przy tych huncwotach do kłopotu przyjdziemy? No to my już w nim. Cóż teraz będzie?
          A Pan Jezus nie mówił nic, tylko palcem po ziemi pisał. Na drugi dzień rano wójt i przysiężni tych zbójników i Pana Jezusa ze świętym Piotrem do miasta na wozie zawieźli. Do sądu.
          Obstąpili ich żandarmi w sądzie, hajducy węgierscy, i powiedli do sądowej sali, a tam za stołem siedzieli sędziowie. Było ich tak samo, jak i tych zbójników, trzech.
— Wyście kradli? — pyta się najstarszy sędzia. — My.
— Wyście podpalali? — My.
— Wyście zabijali? — My.
          A o Pana Jezusa i świętego Piotra się nie pytał, bo ci zbójnicy zaraz powiedzieli, że ich tylko po drodze ze sobą wzięli i że musieli z nimi iść chcąc nie chcąc.
— Co im sądzić? — pyta się najstarszy sędzia sędziego po prawej ręce. A ten niewiele myśląc powiada:
— Śmierć.
— Co im sądzić? — pyta się najstarszy sędzia sędziego po lewej ręce.
— Śmierć.
— Wy trzej będziecie wisieć — powiada najstarszy sędzia do zbójników — a wy dwaj możecie iść do domu — obrócił się do Pana Jezusa i świętego Piotra.
          Święty Piotr się zaraz z ławy porwał, iść gotowy, ale Pan Jezus się schylił i po podłodze palcem pisał.
— Cóż piszesz? — spytał się Go główny sędzia. A oni nie poznali nic, że to Pan Jezus, ani ci sędziowie, ani nikt inny.
— Piszę wasz wyrok — powiada Pan Jezus.
—Jakoż to nasz wyrok sędziowski po kurzu po podłodze palcem piszesz?! A Pan Jezus dźwignął głowę i rzekł:
— Coś wczoraj wieczór zrobił?
          Zbladł ten sędzia, aż zbielał na twarzy, a Pan Jezus powiada:
— Głodnegoś kijem od drzwi twoich odegnał.
          Pojrzeli na niego dwaj koledzy i wszyscy w izbie, a Pan Jezus się do tego po prawej ręce odzywa:
— Coś wczoraj wieczór zrobił?
          Zbladł ten sędzia, aż zbielał na twarzy, a Pan Jezus powiada:
— Dzieckoś małe bił, aż krwią opłynęło.
          Pojrzał na niego jego kolega i wszyscy w izbie, a Pan Jezus obrócił się do tego po lewej ręce i mówi:
— Coś wczoraj wieczór zrobił?
          Zbladł ten sędzia, aż zbielał na twarzy, a Pan Jezus powiada:
— Matkęś własną z domu wygnał. Pojrzeli na niego wszyscy w izbie.
          I stało się cicho w izbie sądowej, że aż muchy brzęczenie było słychać. A Pan Jezus wtedy stanął na nogi i obrócił się ku świętemu Piotrowi, i powiada:
— Pójdźmy stąd.
          I światło mu ponad głową zagorzało, a ci zbójnicy pierwsi Go poznali, że jest Pan Jezus, i padli na kolana wołając:
— Panie Jezu, Ojcze świata, pobłogosław nas!
          I Pan Jezus krzyż nad nimi uczynił, a oni się zamienili w trzy drzewa jabłonne. Potem zaraz z świętym Piotrem zniknął.
          I zrozumieli ludzie, że tu Bóg był, i zburzyli ten sądowy dom, aby w nim nikt już więcej po Panu Jezusie nie sądził, a przed jabłonnymi drzewami postawili krzyż i on do dziś tam stoi.
          A tych trzech sędziów wygnali z miasta.
Tak bywało dawniej — ale teraz ani zbójników nie masz, ani Pan Jezus po świecie nie chodzi.

                                        / Kazimierz Przerwa-Tetmajer /

[1] nie rzecz mu się wydawało — wydawało mu się, że to nie wypada.
[2] posłała odkaz — posłała wiadomość.
[3] zawarli — zamknęli.