poniedziałek, 12 maja 2014

O maczudze Herkulesa

                                                                                    Opracowała Edyta Wygonik

        W Dolinie Prądnika, w okolicach Ojcowa wznosi się skała o niespotykanym kształcie - jest wąska u dołu i rozszerza się coraz bardziej ku górze. Kształtem przypomina maczugę, dlatego nazwano ją Maczugą Herkulesa. Ma ona jednak także inną nazwę. Ponieważ sokoły upodobały sobie jej szczyt, określa się ją Sokołowa Skałą.
          Przed wiekami w pobliskim zamku mieszkał tamtejszy starosta, który słynął ze swej surowości. Pewnego razu zapragnął on zdobyć pisklę sokoła, aby wyuczywszy go odpowiednio, używać do polowań. W tym właśnie czasie na Sokołowej Skale para ptaków wychowywała młode. Dostanie się na jej szczyt nie było sprawą łatwą; strome ściany strzegły bowiem dostępu. Starosta nie miał jednak w zwyczaju rezygnować ze swych pragnień. Ogłosił więc, iż nagrodzi hojnie śmiałka, który odważy się wspiąć na skałę i przynieść mu stamtąd pisklę. Nikt nie podjął się tego zadania.
         W końcu starosta przypomniał sobie, że w lochach więzi człowieka oskarżonego o zbrodnię, który uważa, iż jest niewinny.
         -  Ponieważ twierdzisz, że nie dokonałeś zbrodni, o którą ja cię oskarżyłem - rzekł do więźnia starosta, kiedy wezwał go przed swe oblicze - dam ci szansę udowodnienia tego. Jeżeli rzeczywiście jesteś niewinny, z pewnością uda ci się zdobyć dla mnie sokołowe pisklę i wtedy będziesz wolny.
          - Jestem pewny, że z pomocą Boga udowodnię swą niewinność - odrzekł więzień.
Następnie pod eskortą straży odprowadzony został pod skałę. Spojrzawszy na nią, zmartwił się jednak, gdyż pomyślał, że tylko jakaś cudowna moc mogłaby mu pomóc. Strażnicy, nie chcąc mu przeszkadzać, pozostali w pewnej odległości. On tymczasem siadł na trawie i zaczął rozmyślać. Odurzony świeżym powietrzem, zasnął.

      Jakież było jego zdziwienie, kiedy po ocknięciu się spostrzegł, że znajduje się w sokolim gnieździe. Oto bowiem, gdy spał, para sokołów uniosła go delikatnie do góry.
          - Sokoły, czy to wy uczyniłyście? - zapytał zdziwiony.
Ale ptaki milczały. On i tak czuł się wspaniale - w końcu będzie mógł udowodnić swoją niewinność. Poczuł jednak także dziwny lęk.
          „Czy ja mogę odbierać rodzicom ich dziecko? - zastanawiał się.
          - Czy mam do tego prawo? Chyba tak, przecież to jakaś moc przywiodła mnie tutaj".
Wziął delikatnie w dłonie jedno z piskląt i skierował ku sokołom przepraszające spojrzenie. Zrozumiały.
        Zejście ze skały okazało się dla niego równie trudne jak wspięcie się na nią. Tym razem także sokoły pospieszyły z pomocą. Chwyciły dziobami jego odzienie i delikatnie go podtrzymując, pomogły zejść. Kiedy dotknął stopami ziemi, one natychmiast odleciały; nawet nie zdążył im podziękować.
       - Chodźmy na zamek! - zawołał do strażników, którzy widząc, że trzyma w dłoniach pisklę, zamarli z wrażenia.
Nie mniej zdziwił się starosta, któremu więzień wręczył młodego sokoła ze słowami:
          - Mam nadzieję, że teraz uwierzysz w moją niewinność.
          - Tak - odparł wzruszony starosta - jesteś wolny.
Zmienił się więc los niesłusznie więzionego człowieka, ale zmieniło się także życie okrutnego starosty. Odtąd stał się tak dobrym człowiekiem, że aż ludzie zaczęli nazywać go swoim dobroczyńcą.