fragment Grzegorz Kasdepke
Klepsydra od jajek na miękko
Którejś niedzieli kupiłem na targu staroci klepsydrę. Mój synek, Kacper, nie mógł oderwać od niej oczu - patrzył na przesypujący się piasek, jak na najciekawszą kreskówkę. Piasek się sypał, sekundy płynęły - a trwało to tak długo, że w pewnym momencie wszystko zaczęło mi się mylić; miałem wrażenie, że to piasek płynie, a sekundy się sypią...
- To taki stary zegar, tak? - chciał wiedzieć Kacper.
- Coś w tym rodzaju - skinąłem głową.
- No to, która teraz jest godzina?
Wzruszyłem ramionami.
- Tego nie dowiesz się patrząc na klepsydrę... Ale... - dodałem szybko widząc rozczarowaną twarz Kacpra - ale, gdy na przykład gotujesz jajka na miękko, to stawiasz taką klepsydrę przy kuchence, a jak już cały piasek się przesypie, to znaczy, że można wyłączyć gaz!...
Ugotowałem jajka na miękko, aby udowodnić, że mówię prawdę.
- A do czego służą większe klepsydry? - zapytał Kacper.
- Do gotowania jajek na twardo... - odparłem. Czułem jednak, że nie jest to najwłaściwsza odpowiedź.
- A jeszcze większe?
- Do przypalania garnków... - mruknąłem dość bezmyślnie, przyznaję.
- A jeszcze większe? - nie ustępował Kacper.
Już chciałem coś wymyślić, gdy w drzwiach kuchni pojawiła się Magda, mama Kacpra.
- Do wzywania straży pożarnej! - powiedziała. - Stawiasz taką klepsydrę przy garnku, a jak już cały piasek się przesypie, nie ma ani jajek, ani garnka, za to w kuchni stoją rozeźleni strażacy!...
- Naprawdę? - ucieszył się Kacper i spojrzał z podziwem na klepsydrę.
- Naprawdę - powiedziała Magda. A potem patrząc na mnie popukała się w czoło i rzuciła na odchodnym: - Ty to umiesz wszystko wytłumaczyć dziecku...
I wyszła.
Reklamacje
Gdy mój synek, Kacper, był mniejszy, ciągle strasznie się brudził.
Niby normalna sprawa, ale i normalne sprawy mogą czasami wyprowadzić z równowagi.
Na przykład:
Wykąpałem Kacpra, wyjąłem z wanny, poszedłem na chwilę do pokoju, wracam... - Kacper jest cały w paście do zębów!
Albo:
Dałem Kacprowi z rana czyste ubranie, sam się w te pędy również zacząłem ubierać, żeby zdążyć do przedszkola, już chcę wychodzić i nagle, co widzę?!...
Kacperek zdążył wysmarować ubranie czekoladą.
Najbardziej jednak brudził buzię.
- Jak ty to robisz?! - nie mogłem wyjść z podziwu. - Jak można jedząc zwykłą surówkę upaćkać się od brody aż po uszy?
Kacper wzruszał ramionami - można.
Jako że jednak coraz więcej osób zadawało Kacprowi to pytanie, synek mój powziął pewne podejrzenie.
- Tato... - podzielił się nim, gdy jedliśmy kolację. - A może moja buzia jest zepsuta?
Spojrzałem na Magdę, Magda spojrzała na mnie, potem obydwoje popatrzyliśmy na Kacperka. Zamyślony wpychał sobie właśnie kanapkę z serem w policzek.
- No tak... - pokiwałem głową. - Może to i prawda... Ile ty masz lat? - zwróciłem się do swego synka.
Wtedy miał trzy i pół.
- Aha, trzy i pół.... - popatrzyłem na Magdę. - Jak myślisz, nie za późno na reklamację?
- Chyba nie... - mruknęła Magda, ale nie była tego pewna. Postanowiliśmy jednak Kacperkową buzię zareklamować. Wziąłem kartkę i napisałem na niej, co następuje: „Niniejszym
chcielibyśmy zareklamować buzię naszego synka, Kacperka, która bardzo się brudzi - a szkoda, bo fajna".
Po czym z kartki zrobiłem kulkę i wyrzuciłem za okno.
Kacper spojrzał na mnie okrągłymi ze zdumienia oczami.
- I co teraz? - zapytał.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Chyba musimy czekać. Czekaliśmy, czekaliśmy - i nic.
- A może trzeba było tę buzię dołączyć do reklamacji? - zastanawiała się Magda.
Kacper w tym momencie nie wytrzymał - wstał od stołu i rzucił nam pełne litości spojrzenie.
- A może wystarczy po prostu bardziej uważać przy jedzeniu?... - zapytał; nie byliśmy jednak w stanie odpowiedzieć, bo ja krztusiłem się właśnie ze śmiechu kanapką, a Magda - herbatą.
Kacperek wzniósł oczy do nieba, westchnął: „Jak dzieci...", a potem ruszył do łazienki.
....po więcej odsyłam do książki Pana Kasdepke.