poniedziałek, 18 listopada 2013

Czarodziejskie słowo

                                                                      Walentyna Osiejewa

     Malutki staruszek o długiej, siwej brodzie siedział na ławce i końcem parasola kreślił na piasku jakieś znaki.
—  Niech się pan posunie — powiedział Paweł i przysiadł na brzegu ławki.
Staruszek posunął się, spojrzał na czerwoną, nadąsaną twarz chłopca i powiedział:
—  Coś ci się przydarzyło...
Paweł rzucił spojrzenie z ukosa.
—  No to co? A panu co do tego?
—  Mnie nic do tego. Ale, jak widzę, przed chwilą krzyczałeś, płakałeś i kłóciłeś się z kimś.
—  I jak jeszcze! — odburknął gniewnie Paweł. — Na pewno niedługo zupełnie z domu ucieknę.
—  Uciekniesz?
—  Ucieknę. Choćby przez Zośkę ucieknę. — Tu Paweł zacisnął pięści. — O mały włos nie pobiłem się z nią teraz. Ani jednej farby nie chce dać. A sama ma ich tyle!
—  Nie chce dać? Ale z tego powodu uciekać nie warto.
—  Nie tylko przez to. Babcia za jedną marchewkę wypędziła mnie z kuchni... po prostu ścierką wypędziła!
      Paweł aż sapał z oburzenia.
—  Głupstwo! — powiedział staruszek. — Jeden cię skrzyczy, a drugi pogłaszcze.
—  Nikt mnie nie pogłaszcze! — wykrzyknął. — Brat łódką ma jechać, a mnie wziąć ze sobą nie chce. Ja mu mówię: lepiej weź mnie, bo i tak się nie odczepię, zabiorę wiosła i sam do łódki wlezę.
Pawełek uderzył pięścią w ławkę i nagle umilkł.
—  No i cóż? Brat nie chce cię zabrać?
—  A dlaczego pan o wszystko pyta? Staruszek pogładził długą brodę.
—  Pragnę ci dopomóc. Jest takie jedno czarodziejskie słowo.
Pawełek aż usta otworzył.
—  Powiem ci to słowo. Ale pamiętaj: trzeba je mówić cichym głosem, patrząc prosto w oczy temu, do kogo mówisz. Zapamiętaj: cichym głosem, patrząc prosto w oczy...
—  A jakie to słowo?
Staruszek pochylił się do ucha chłopca. Jego miękka broda dotknęła policzka Pawełka. Staruszek szepnął mu coś i głośno dodał:
—  To jest czarodziejskie słowo. Ale nie zapomnij, w jaki sposób je trzeba powiedzieć.
—  Spróbuję — uśmiechnął się Pawełek — zaraz spróbuję.
Zerwał się i pobiegł do domu.
      Zosia siedziała przy stole i rysowała. Przed nią leżały farby zielone, niebieskie, czerwone. Na widok Pawła zgarnęła je natychmiast i nakryła dłonią.
      „Oszukał mnie staruszek — pomyślał ze złością chłopiec. — Czyż ona zrozumie czarodziejskie słowo?"
      Zbliżył się z boku do siostry i pociągnął ją za rękaw. Siostra obejrzała się. Wtedy, patrząc jej w oczy, chłopiec powiedział cichym głosem:
—  Zosiu, daj mi jedną farbę... proszę cię...
Zosia   otworzyła   szeroko   oczy.   Palce   jej przestały ściskać farby i zdejmując rękę ze stołu, bąknęła zmieszana:
—  Jaką chcesz?
—  Ja bym chciał niebieską — powiedział nieśmiało Pawełek. Wziął farbę, potrzymał ją w dłoni, przeszedł się po pokoju i oddał farbę siostrze. Niepotrzebna mu była farba. Myślał teraz tylko o czarodziejskim słowie.
      „Pójdę do babci. Właśnie coś gotuje. Wypędzi mnie czy nie?"
Paweł otworzył drzwi do kuchni. Staruszka wyjmowała właśnie z brytfanny gorące pierożki. Wnuk podbiegł do niej, objął i zwrócił ku sobie jej zarumienioną, pomarszczoną twarz, spojrzał w oczy i szepnął:
—  Daj mi kawałek pierożka... proszę cię...
      Babcia wyprostowała się. Czarodziejskie słowo promieniowało z każdej zmarszczki na jej twarzy, z oczu i z uśmiechu.
—  Cieplutkiego, cieplutkiego zachciało ci się, gołąbku mój! — powiedziała i wybrała najlepszy rumiany pierożek.
      Paweł aż podskoczył z radości i ucałował babcię w oba policzki.
—  Czarodziej! Czarodziej! — szeptał do siebie wspominając staruszka.
Przy obiedzie siedział cicho i przysłuchiwał się każdemu słowu brata.
Kiedy brat powiedział, że popłynie łódką, Paweł położył mu rękę na ramieniu i po cichu poprosił:
—  Weź mnie ze sobą... proszę cię...
Przy stole od razu wszyscy zamilkli. Brat podniósł brwi do góry i uśmiechnął się.
—  Zabierz go — powiedziała naraz siostra. — Cóż ci to szkodzi?
—  Dlaczego byś nie miał zabrać? — uśmiechnęła się babcia. — Naturalnie, zabierz go.
—  Proszę cię — powtórzył Paweł. Brat roześmiał się głośno, poklepał chłopca po ramieniu, zwichrzył mu włosy.
—  Ech, ty podróżniku! No, dobrze, przygotuj się.
      Pomogło! Znowu pomogło!
Pawełek zerwał się od stołu, wybiegł na ulicę. Ale na skwerze nie znalazł już staruszka. Ławka była pusta. Tylko na piasku widniały nakreślone niezrozumiałe znaki.