Malutki staruszek o długiej, siwej brodzie siedział na ławce i końcem parasola kreślił na piasku jakieś znaki.
— Niech się pan posunie — powiedział Paweł i przysiadł na brzegu ławki.
Staruszek posunął się, spojrzał na czerwoną, nadąsaną twarz chłopca i powiedział:
— Coś ci się przydarzyło...
Paweł rzucił spojrzenie z ukosa.
— No to co? A panu co do tego?
— Mnie nic do tego. Ale, jak widzę, przed chwilą krzyczałeś, płakałeś i kłóciłeś się z kimś.
— I jak jeszcze! — odburknął gniewnie Paweł. — Na pewno niedługo zupełnie z domu ucieknę.
— Uciekniesz?
—
Ucieknę. Choćby przez Zośkę ucieknę. — Tu Paweł zacisnął pięści. — O
mały włos nie pobiłem się z nią teraz. Ani jednej farby nie chce dać. A
sama ma ich tyle!
— Nie chce dać? Ale z tego powodu uciekać nie warto.
— Nie tylko przez to. Babcia za jedną marchewkę wypędziła mnie z kuchni... po prostu ścierką wypędziła!
Paweł aż sapał z oburzenia.
— Głupstwo! — powiedział staruszek. — Jeden cię skrzyczy, a drugi pogłaszcze.
—
Nikt mnie nie pogłaszcze! — wykrzyknął. — Brat łódką ma jechać, a mnie
wziąć ze sobą nie chce. Ja mu mówię: lepiej weź mnie, bo i tak się nie
odczepię, zabiorę wiosła i sam do łódki wlezę.
Pawełek uderzył pięścią w ławkę i nagle umilkł.
— No i cóż? Brat nie chce cię zabrać?
— A dlaczego pan o wszystko pyta? Staruszek pogładził długą brodę.
— Pragnę ci dopomóc. Jest takie jedno czarodziejskie słowo.
Pawełek aż usta otworzył.
—
Powiem ci to słowo. Ale pamiętaj: trzeba je mówić cichym głosem,
patrząc prosto w oczy temu, do kogo mówisz. Zapamiętaj: cichym głosem,
patrząc prosto w oczy...
— A jakie to słowo?
Staruszek pochylił się do ucha chłopca. Jego miękka broda dotknęła policzka Pawełka. Staruszek szepnął mu coś i głośno dodał:
— To jest czarodziejskie słowo. Ale nie zapomnij, w jaki sposób je trzeba powiedzieć.
— Spróbuję — uśmiechnął się Pawełek — zaraz spróbuję.
Zerwał się i pobiegł do domu.
Zosia siedziała przy stole i rysowała. Przed nią leżały farby zielone,
niebieskie, czerwone. Na widok Pawła zgarnęła je natychmiast i nakryła
dłonią.
„Oszukał mnie staruszek — pomyślał ze złością chłopiec. — Czyż ona zrozumie czarodziejskie słowo?"
Zbliżył się z boku do siostry i pociągnął ją za rękaw. Siostra
obejrzała się. Wtedy, patrząc jej w oczy, chłopiec powiedział cichym
głosem:
— Zosiu, daj mi jedną farbę... proszę cię...
Zosia otworzyła szeroko oczy. Palce jej przestały ściskać farby i zdejmując rękę ze stołu, bąknęła zmieszana:
— Jaką chcesz?
—
Ja bym chciał niebieską — powiedział nieśmiało Pawełek. Wziął farbę,
potrzymał ją w dłoni, przeszedł się po pokoju i oddał farbę siostrze.
Niepotrzebna mu była farba. Myślał teraz tylko o czarodziejskim słowie.
„Pójdę do babci. Właśnie coś gotuje. Wypędzi mnie czy nie?"
Paweł
otworzył drzwi do kuchni. Staruszka wyjmowała właśnie z brytfanny
gorące pierożki. Wnuk podbiegł do niej, objął i zwrócił ku sobie jej
zarumienioną, pomarszczoną twarz, spojrzał w oczy i szepnął:
— Daj mi kawałek pierożka... proszę cię...
Babcia wyprostowała się. Czarodziejskie słowo promieniowało z każdej zmarszczki na jej twarzy, z oczu i z uśmiechu.
— Cieplutkiego, cieplutkiego zachciało ci się, gołąbku mój! — powiedziała i wybrała najlepszy rumiany pierożek.
Paweł aż podskoczył z radości i ucałował babcię w oba policzki.
— Czarodziej! Czarodziej! — szeptał do siebie wspominając staruszka.
Przy obiedzie siedział cicho i przysłuchiwał się każdemu słowu brata.
Kiedy brat powiedział, że popłynie łódką, Paweł położył mu rękę na ramieniu i po cichu poprosił:
— Weź mnie ze sobą... proszę cię...
Przy stole od razu wszyscy zamilkli. Brat podniósł brwi do góry i uśmiechnął się.
— Zabierz go — powiedziała naraz siostra. — Cóż ci to szkodzi?
— Dlaczego byś nie miał zabrać? — uśmiechnęła się babcia. — Naturalnie, zabierz go.
— Proszę cię — powtórzył Paweł. Brat roześmiał się głośno, poklepał chłopca po ramieniu, zwichrzył mu włosy.
— Ech, ty podróżniku! No, dobrze, przygotuj się.
Pomogło! Znowu pomogło!
Pawełek
zerwał się od stołu, wybiegł na ulicę. Ale na skwerze nie znalazł już
staruszka. Ławka była pusta. Tylko na piasku widniały nakreślone
niezrozumiałe znaki.