wtorek, 17 września 2013

O zajączku sprawiedliwym

                                                                                  Adolf Dygasiński  (1839 - 1902)
Był ongi chłop Maciek, człowiek dobry, jeno nędzarz i głupi.
Raz poszedł do lasu, zbiera tam susz, okrzesuje sęki uschłe, gałązki, składa sobie to na kupkę. Wtem słyszy - coś opodal jęczy, jakby prosiło o miłosierdzie. Miał lęk, ważył się - iść nie iść, zobaczyć. Ano, poszedł ostrożnie, patrzy, co to być może. Oto sosna ogromna się zwaliła i przygniotła srodze niedźwiedzia, aż mu ślepia na wierzch wylazły.
- Zlituj się nade mną, człowiecze, ocal mi życie! - mówi żałośnie to niedźwiedzisko.
Chłopa zdjęła litość, zabrał się do roboty: z biedą podsadził pod kłodę drąg jeden, drugi. Wysilał się potem, i co który drąg podniesie, zaraz podstawił pod niego soszkę - podstawkę taką. Kapał mu z czoła pot; ale zwierzę ocalił i sam wrócił do domu.
Upłynął jakiś czas, Maciek zapomniał o swym uczynku, idzie znowu na zbierkę do lasu, spotyka jak raz tego samego niedźwiedzia, który wręcz pyta:
- Tyżeś to, chłopie, ocalił mi niegdyś życie?
- Jużci, ja, albo co?
- Bo widzisz, przyjacielu, chciałbym ci dać koniecznie nagrodę, jako mię to okrutnie korci, żem ci winien wdzięczność.
- Co znowu za nagrodę?
- Kochanku, ja cię zjeść muszę - nie ma rady!
- Śmiałbyś, kudłaczu jakiś, dobroczyńcę swego zabijać?
- Przecież każdy na tym świecie za dobre złem płaci, to i ja nie mogę ci się inaczej wywdzięczyć.
- Gadanie! Tylko podły tak robi! Sprawiedliwość, wdzięczność były, i są na świecie.
Więc niedźwiedź w śmiech.
- Jeszczem też takiego głupca, jak żyję, nie widział - powiada - ale słuchaj, ja ci przyznam słuszność, jeżeli znajdziesz sędziego, który sprawę między nami rozsądzi podług ciebie.
- Znajdę! - zawołał Maciek i poszedł szukać sędziego.
Spotyka chłopa.
- Pójdźcie - mówi mu - zrobicie sąd między mną a niedźwiedziem! Chłop poszedł, niby to słucha, o co chodzi, a Maćka łokciem trąca, mruga do niego i do ucha mu szepcze:
- Powiedz najprzód, ile mi zapłacisz, jeśli sprawę osądzę na twoją korzyść? A nie, to przegrasz.
Niedźwiedź zaraz zmiarkował zmowę i ryknął:
- Sprawiedliwości nie można kupić ani sprzedać. Tym mi oczu nie zamydlicie.
Maciek podrapał się w głowę.
- Źle, kiedy człowiek jest takim sędzią!  Biegnie szukać innego.
Napotkał wołu, wiedzie go, zaprasza, żeby sądził.
- Czym ja głupi? - wół odrzeknie. - Widzę przed sobą swoich rzeźników i rad będę, jeżeli choć jednego z was licho weźmie... Jeszcze tego brakuje, żebym takim sprawiedliwość dawał. - Ryknął, zadarł ogon i uciekł.
Zbierało się na płacz Maćkowi, myślał, że sprawiedliwość, wdzięczność są rzeczy zwyczajne, razem ze światem stworzone.
Idzie, znowu szuka sędziego, a tu jaskółeczka siedzi na gałązce i świergota:
- Ani zbyt wielkiego, ani zbyt małego nie bierz, Maćku.
         „Uhm! - pomyślał chłop. - Trzeba będzie wziąć barana."  Znalazł barana, prowadzi, pyta:
- Jakież twoje zdanie? - Ten beknął, klnie się:
- Ja tam nie znam żadnej sprawiedliwości, wdzięczności ani niewdzięczności. Mogę tu pobeczyć, i na tym koniec... Jeżeli wam o zgodę chodzi, nas pies owczarski - doskonały sędzia: jednego barana w kark, drugiego za łeb, w natyłki i my, tysiąc owiec, musimy żyć w zgodzie. Oho, nasz kundel jest wielki sędzia!
Niedźwiedziowi oczy zaświeciły się z radości.
- Chłopie - powiada - wdzięczność dla ciebie gryzie mię, truje coraz bardziej. Zjeść cię koniecznie muszę, żeby się wywdzięczyć.
- Zaczekajże - chłop mówi - ten baran jest głupi i jak świat światem, baran sędzią nie bywał; ale poczciwca tu jednego sprowadzę.
Bieży Maciek i psa wzywa:
-  Wierneś jest zwierzę, pewnie masz w sobie wdzięczność i sprawiedliwość.
Opowiedzieli mu sprawę i nastają:
- Sądź podług wiecznej sprawiedliwości świata!
Pies się zamyślił, a potem rzecze:
- Wczoraj w nocy zbóje napadli mojego pana, a ja go w porę ostrzegłem, ocaliłem mu życie, majątek, a on mi dzisiaj przez wdzięczność i sprawiedliwość wsypał takie kije, że oto łazić nie mogę.
Maciek w rozpaczy pędzi i myśli sobie:
„Głupi jestem, że jaskółki słucham! Ani zbyt duży, ani zbyt mały - nie mądre słowa... Konia przyzwę, to jest zwierzę poczciwe ze skórą i kościami".
Przyszedł koń i powiada:
- Ja znam wybornie wdzięczność i sprawiedliwość, gdyż wożę, noszę swojego pana i zarabiam się w pługu na niego.
- No i cóż? - pyta Maciek uradowany. Za to mnie pan głodem morzy i biciem srogo płaci! O mocny Boże! - wykrzyknął Maciek strapiony - czy już z Twojego licznego świata zginęła wdzięczność i sprawiedliwość?
A jaskółka świergocze:
- Ludzie nauczyli swojskie zwierzęta niewdzięczności, niesprawiedliwości... Twój sędzia, Maćku, ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale dziki być musi!
- Pewnie mądralę - lisa trzeba mi przyzwać - rzekł sobie i sprowadził lisa.
Kita ogonem na prawo, na lewo macha, oczyma strzyże, sprawy wysłuchuje, nareszcie powiada:
- Ogromnie mi dziwno, żeś ty, niedźwiedziu, do tego czasu jeszcze nie schrupał głupiego Maćka...
 Sumienie musi cię gryźć ogromnie, gdyż najgorsza to rzecz mieć dług wdzięczności, a nie płacić go niewdzięcznością. Zjedz chłopa bez ceregieli, a nie, to powiem, żeś i ty głupi.
Dopiero niedźwiedź aż się pokłada, tarza od śmiechu i powiada:
- Lis dobrze rai, bo ty, Maćku, schudniesz mi przez to szukanie sprawiedliwości, a ja nie lubię jeść chudego.
Chłopa mrowie przeszło, kiedy widział, że się niedźwiedzisko oblizuje, i poszedł zaprosić wilka na sędziego, chociaż i w niego nie bardzo wierzył.
Wilk  łbem coś kręcił, na brzuch niedźwiedzia spoglądał, a Maćkowi się wydało: on widać o sprawiedliwości rozmyśla!
Tymczasem wilk przemówił w te słowa:
- Tobie, niedźwiedziu, głód pewnie nie dokucza, skoro pozwalasz takiemu chłopu ciągnąć się na sądy! Chcesz, ja go oprawię, a zjemy do spółki?
      Ale niedźwiedź zgrzytnął, mruknął:
- Nie chcę z wilkami spółek!
      Do Maćka się zaś zwrócił i powiada:
- Tak czy owak, na moje wychodzi i zjeść cię muszę, żeby dług wdzięczności raz spłacić.
      Chłop sobie wyprosił, że jeszcze jednego sędziego sprowadzi. Idzie, odmawia pacierze, Bogu się poleca, a jaskółeczka przed nim usiadła i zaświergotała:
- Maćku, Maćku! Sprawiedliwość zna taki tylko, któremu niesprawiedliwość dniem i nocą doskwiera, który nikomu najmniejszej krzywdy nie czyni, a kryć się musi, żeby wyżył.
- Gdzież ja nieszczęśliwy takiego znajdę?
- Pod krzem, niedaleczko stąd przycupnął, kryje się przed człowiekiem, psem, wilkiem, lisem. Ostrożnie podchodź do niego, aby nie pomyślał, że go chcesz zabić, i nie uciekł.
- Jakże z nim mówić?
- Idź, a powtarzaj te słowa: „Pana Boga chwalę, nikomu źle nie czynię, mam w sercu wdzięczność i sprawiedliwość."
      Zabrał się Maciek, idzie, powtarza to, co mu jaskółeczka kazała. Nagle spod krza zajączek wypada, kic, kic i mówi:
- Słyszałem ja o twojej przygodzie z niedźwiedziem i myślałem o tym właśnie, jakby ci tu pomóc.
- Oj, zajączku, żeby cię też Bóg dobrą myślą natchnął!  Niedźwiedź mi oto dowodzi, że na świecie nie ma ani wdzięczności, ani sprawiedliwości.
-  Wdzięczności nie ma, bo ona musi od stworzeń wychodzić, a te są  niewdzięczne, ale sprawiedliwość pochodzi od samego Boga i ona nigdy nikogo nie minie.
      Zaczęło się sądzenie, niedźwiedź mówi, że tak a tak.
- Zjeść go powinienem, jeno chcę się najprzód przekonać, jako na świecie nie ma wdzięczności ani sprawiedliwości.
      Maciek też wykłada swoje.
- Dobrze to jest, co wy mówicie - powiada zajączek - tylko ja koniecznie muszę wiedzieć, jak to wszystko było, zanim ta wasza sprawa powstała.
- Leżałem pod kłodą - rzecze niedźwiedź - a ten głupi chłop kłodę dźwignął i mnie wyswobodził; niechże ma za to nagrodę!
- Ja muszę wiedzieć, jakeś ty wyglądał! - powtarza zajączek.
- Bo możeś ty jest za wdzięcznością? - pyta niedźwiedź.
- Nie znam wdzięczności na świecie, znam tylko grzeszne istoty.
- Widzę, że z ciebie sędzia całą gębą.
      Poszli, znaleźli to miejsce, gdzie kłoda przywaliła była niedźwiedzia: drągi i soszki podpierały jeszcze kłodę. Tak zajączek mówi:
- Właźże, Misiu, pokaż mi, jak leżałeś!
Niedźwiedź wlazł i kiedy się już położył, zając mrugnął na chłopa:
- Powyjmuj prędko drągi i soszki!
      Chłop tak zrobił, a niedźwiedź zaraz jęknął, stęknął, prosił:
- Ulżyjcie, bo mię ta kłoda zgniecie! Zajączek mu zaś odpowie:
- Teraz jest tak, jak z początku było: żaden z was obu nic nie winien. Nie ma na świecie wdzięczności, a sprawiedliwość na ciebie oto spadła. Potem się zwrócił do Maćka i rzecze:

- Umykaj żwawo do domu! Chwal Boga, nie czyń źle nikomu, a wdzięczność i sprawiedliwość miej w sercu, choćbyś tylko taki sam jeden był na świecie.
Adolf Dygasiński  (1839 - 1902)