Adolf Dygasiński (1839 - 1902)
Był ongi chłop Maciek, człowiek dobry, jeno nędzarz i głupi.
Był ongi chłop Maciek, człowiek dobry, jeno nędzarz i głupi.
Raz poszedł do lasu, zbiera tam susz,
okrzesuje sęki uschłe, gałązki, składa sobie to na kupkę. Wtem słyszy - coś
opodal jęczy, jakby prosiło o miłosierdzie. Miał lęk, ważył się - iść nie iść,
zobaczyć. Ano, poszedł ostrożnie, patrzy, co to być może. Oto sosna ogromna się
zwaliła i przygniotła srodze niedźwiedzia, aż mu ślepia na wierzch wylazły.
-
Zlituj się nade mną, człowiecze, ocal mi życie! - mówi żałośnie to
niedźwiedzisko.
Chłopa zdjęła litość, zabrał się do roboty: z
biedą podsadził pod kłodę drąg jeden, drugi. Wysilał się potem, i co który drąg
podniesie, zaraz podstawił pod niego soszkę - podstawkę taką. Kapał mu z czoła pot;
ale zwierzę ocalił i sam wrócił do domu.
Upłynął jakiś czas, Maciek zapomniał o swym
uczynku, idzie znowu na zbierkę do lasu, spotyka jak raz tego samego
niedźwiedzia, który wręcz pyta:
-
Tyżeś to, chłopie, ocalił mi niegdyś życie?
-
Jużci, ja, albo co?
-
Bo widzisz, przyjacielu, chciałbym ci dać koniecznie nagrodę, jako mię to
okrutnie korci, żem ci winien wdzięczność.
-
Co znowu za nagrodę?
-
Kochanku, ja cię zjeść muszę - nie ma rady!
-
Śmiałbyś, kudłaczu jakiś, dobroczyńcę swego zabijać?
-
Przecież każdy na tym świecie za dobre złem płaci, to i ja nie mogę ci się
inaczej wywdzięczyć.
-
Gadanie! Tylko podły tak robi! Sprawiedliwość, wdzięczność były, i są na
świecie.
Więc
niedźwiedź w śmiech.
-
Jeszczem też takiego głupca, jak żyję, nie widział - powiada - ale słuchaj, ja
ci przyznam słuszność, jeżeli znajdziesz sędziego, który sprawę między nami
rozsądzi podług ciebie.
-
Znajdę! - zawołał Maciek i poszedł szukać sędziego.
Spotyka chłopa.
-
Pójdźcie - mówi mu - zrobicie sąd między mną a niedźwiedziem! Chłop poszedł,
niby to słucha, o co chodzi, a Maćka łokciem trąca, mruga do niego i do ucha mu
szepcze:
-
Powiedz najprzód, ile mi zapłacisz, jeśli sprawę osądzę na twoją korzyść? A
nie, to przegrasz.
Niedźwiedź zaraz zmiarkował zmowę i ryknął:
-
Sprawiedliwości nie można kupić ani sprzedać. Tym mi oczu nie zamydlicie.
Maciek podrapał się w głowę.
-
Źle, kiedy człowiek jest takim sędzią!
Biegnie szukać innego.
Napotkał wołu, wiedzie go, zaprasza, żeby
sądził.
-
Czym ja głupi? - wół odrzeknie. - Widzę przed sobą swoich rzeźników i rad będę,
jeżeli choć jednego z was licho weźmie... Jeszcze tego brakuje, żebym takim
sprawiedliwość dawał. - Ryknął, zadarł ogon i uciekł.
Zbierało się na płacz Maćkowi, myślał, że
sprawiedliwość, wdzięczność są rzeczy zwyczajne, razem ze światem stworzone.
Idzie, znowu szuka sędziego, a tu jaskółeczka
siedzi na gałązce i świergota:
-
Ani zbyt wielkiego, ani zbyt małego nie bierz, Maćku.
„Uhm!
- pomyślał chłop. - Trzeba będzie wziąć barana." Znalazł barana, prowadzi, pyta:
-
Jakież twoje zdanie? - Ten beknął, klnie się:
-
Ja tam nie znam żadnej sprawiedliwości, wdzięczności ani niewdzięczności. Mogę
tu pobeczyć, i na tym koniec... Jeżeli wam o zgodę chodzi, nas pies owczarski -
doskonały sędzia: jednego barana w kark, drugiego za łeb, w natyłki i my,
tysiąc owiec, musimy żyć w zgodzie. Oho, nasz kundel jest wielki sędzia!
Niedźwiedziowi oczy zaświeciły się z radości.
-
Chłopie - powiada - wdzięczność dla ciebie gryzie mię, truje coraz bardziej.
Zjeść cię koniecznie muszę, żeby się wywdzięczyć.
-
Zaczekajże - chłop mówi - ten baran jest głupi i jak świat światem, baran
sędzią nie bywał; ale poczciwca tu jednego sprowadzę.
Bieży Maciek i psa wzywa:
- Wierneś jest zwierzę, pewnie masz w sobie
wdzięczność i sprawiedliwość.
Opowiedzieli mu sprawę i nastają:
-
Sądź podług wiecznej sprawiedliwości świata!
Pies się zamyślił, a potem rzecze:
-
Wczoraj w nocy zbóje napadli mojego pana, a ja go w porę ostrzegłem, ocaliłem
mu życie, majątek, a on mi dzisiaj przez wdzięczność i sprawiedliwość wsypał
takie kije, że oto łazić nie mogę.
Maciek
w rozpaczy pędzi i myśli sobie:
„Głupi jestem, że jaskółki słucham! Ani zbyt
duży, ani zbyt mały - nie mądre słowa... Konia przyzwę, to jest zwierzę
poczciwe ze skórą i kościami".
Przyszedł koń i powiada:
-
Ja znam wybornie wdzięczność i sprawiedliwość, gdyż wożę, noszę swojego pana i
zarabiam się w pługu na niego.
-
No i cóż? - pyta Maciek uradowany. Za to mnie pan głodem morzy i biciem srogo
płaci! O mocny Boże! - wykrzyknął Maciek strapiony - czy już z Twojego licznego
świata zginęła wdzięczność i sprawiedliwość?
A jaskółka świergocze:
-
Ludzie nauczyli swojskie zwierzęta niewdzięczności, niesprawiedliwości... Twój
sędzia, Maćku, ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale dziki być musi!
-
Pewnie mądralę - lisa trzeba mi przyzwać - rzekł sobie i sprowadził lisa.
Kita ogonem na prawo, na lewo macha, oczyma
strzyże, sprawy wysłuchuje, nareszcie powiada:
-
Ogromnie mi dziwno, żeś ty, niedźwiedziu, do tego czasu jeszcze nie schrupał
głupiego Maćka...
Sumienie musi cię gryźć ogromnie, gdyż
najgorsza to rzecz mieć dług wdzięczności, a nie płacić go niewdzięcznością.
Zjedz chłopa bez ceregieli, a nie, to powiem, żeś i ty głupi.
Dopiero niedźwiedź aż się pokłada, tarza od
śmiechu i powiada:
-
Lis dobrze rai, bo ty, Maćku, schudniesz mi przez to szukanie sprawiedliwości,
a ja nie lubię jeść chudego.
Chłopa
mrowie przeszło, kiedy widział, że się niedźwiedzisko oblizuje, i poszedł
zaprosić wilka na sędziego, chociaż i w niego nie bardzo wierzył.
Wilk łbem coś kręcił, na brzuch niedźwiedzia
spoglądał, a Maćkowi się wydało: on widać o sprawiedliwości rozmyśla!
Tymczasem
wilk przemówił w te słowa:
-
Tobie, niedźwiedziu, głód pewnie nie dokucza, skoro pozwalasz takiemu chłopu
ciągnąć się na sądy! Chcesz, ja go oprawię, a zjemy do spółki?
Ale niedźwiedź zgrzytnął, mruknął:
-
Nie chcę z wilkami spółek!
Do Maćka się zaś zwrócił i powiada:
-
Tak czy owak, na moje wychodzi i zjeść cię muszę, żeby dług wdzięczności raz
spłacić.
Chłop sobie wyprosił, że jeszcze jednego
sędziego sprowadzi. Idzie, odmawia pacierze, Bogu się poleca, a jaskółeczka
przed nim usiadła i zaświergotała:
-
Maćku, Maćku! Sprawiedliwość zna taki tylko, któremu niesprawiedliwość dniem i
nocą doskwiera, który nikomu najmniejszej krzywdy nie czyni, a kryć się musi,
żeby wyżył.
-
Gdzież ja nieszczęśliwy takiego znajdę?
-
Pod krzem, niedaleczko stąd przycupnął, kryje się przed człowiekiem, psem,
wilkiem, lisem. Ostrożnie podchodź do niego, aby nie pomyślał, że go chcesz
zabić, i nie uciekł.
-
Jakże z nim mówić?
-
Idź, a powtarzaj te słowa: „Pana Boga chwalę, nikomu źle nie czynię, mam w
sercu wdzięczność i sprawiedliwość."
Zabrał się Maciek, idzie, powtarza to, co
mu jaskółeczka kazała. Nagle spod krza zajączek wypada, kic, kic i mówi:
-
Słyszałem ja o twojej przygodzie z niedźwiedziem i myślałem o tym właśnie,
jakby ci tu pomóc.
-
Oj, zajączku, żeby cię też Bóg dobrą myślą natchnął! Niedźwiedź mi oto dowodzi, że na świecie nie
ma ani wdzięczności, ani sprawiedliwości.
- Wdzięczności nie ma, bo ona musi od stworzeń
wychodzić, a te są niewdzięczne, ale
sprawiedliwość pochodzi od samego Boga i ona nigdy nikogo nie minie.
Zaczęło się sądzenie, niedźwiedź mówi, że
tak a tak.
-
Zjeść go powinienem, jeno chcę się najprzód przekonać, jako na świecie nie ma
wdzięczności ani sprawiedliwości.
Maciek też wykłada swoje.
-
Dobrze to jest, co wy mówicie - powiada zajączek - tylko ja koniecznie muszę
wiedzieć, jak to wszystko było, zanim ta wasza sprawa powstała.
-
Leżałem pod kłodą - rzecze niedźwiedź - a ten głupi chłop kłodę dźwignął i mnie
wyswobodził; niechże ma za to nagrodę!
-
Ja muszę wiedzieć, jakeś ty wyglądał! - powtarza zajączek.
-
Bo możeś ty jest za wdzięcznością? - pyta niedźwiedź.
-
Nie znam wdzięczności na świecie, znam tylko grzeszne istoty.
-
Widzę, że z ciebie sędzia całą gębą.
Poszli, znaleźli to miejsce, gdzie kłoda
przywaliła była niedźwiedzia: drągi i soszki podpierały jeszcze kłodę. Tak
zajączek mówi:
-
Właźże, Misiu, pokaż mi, jak leżałeś!
Niedźwiedź
wlazł i kiedy się już położył, zając mrugnął na chłopa:
-
Powyjmuj prędko drągi i soszki!
Chłop tak zrobił, a niedźwiedź zaraz
jęknął, stęknął, prosił:
-
Ulżyjcie, bo mię ta kłoda zgniecie! Zajączek mu zaś odpowie:
-
Teraz jest tak, jak z początku było: żaden z was obu nic nie winien. Nie ma na
świecie wdzięczności, a sprawiedliwość na ciebie oto spadła. Potem się zwrócił
do Maćka i rzecze:
-
Umykaj żwawo do domu! Chwal Boga, nie czyń źle nikomu, a wdzięczność i
sprawiedliwość miej w sercu, choćbyś tylko taki sam jeden był na świecie.
Adolf Dygasiński (1839 - 1902)