poniedziałek, 16 września 2013

Knyps z Czubkiem

Była sobie raz królowa, której urodził się synek brzydki i niewydarzony, ze sterczącym czubkiem włosów na głowie.
—   Ach, co za brzydal! — westchnęła królowa spojrzawszy na chłop­czyka.
—   Niech Wasza Królewska Mość nie przejmuje się jego brzydotą — po­wiedziała obecna przy narodzinach wróżka. — Ten mały niewydarzony Knyps z czubkiem wyrośnie na młodzieńca, który będzie wszystkich czarował ro­zumem i dowcipem, a oprócz tego otrzyma ode mnie cenny dar.
—   Jaki? Jaki? — przerwała ciekawie królowa.
—   Będzie mógł obdarzyć swoim rozumem osobę, którą pokocha — po­wiedziała wróżka.
—   Ach, co mu z tego przyjdzie — mruknęła pod nosem, niezbyt grzecznie, królowa.
—   Zobaczymy! — wróżka roześmiała się bez urazy i odleciała.
Brzydki synek królewski chował się zdrowo i nie sprawiał nikomu kłopotu. Gdy tylko zaczął mówić, miał o wszystkim coś ciekawego do powiedzenia, a jego zachowanie było tak pełne wdzięku, że każdy był nim oczarowany.
Minęło siedem lat. Królowej sąsiedniego państwa urodziły się dwie dziew­czynki, a przy narodzinach obecna była ta sama wróżka. Starsza córeczka była piękna jak poranek, młodsza za to — okrutne brzydactwo.
—  Ooo! Co za brzydula! — martwiła się królowa, spojrzawszy na swoje drugie dziecko.
—  Niech Wasza Królewska Mość tym się nie trapi — powiedziała wróżka. — Będzie za to mieć tyle rozumu, że nikt nie spostrzeże, jak bardzo jest brzydka. Aby zaś wszystko w rodzinie Waszej Królewskiej Mości działo się sprawied­liwie, starsza nie będzie miała rozumu za grosz i wyrośnie na głupią, chociaż śliczną pannę.
—  Ładna mi sprawiedliwość! — mruknęła pod nosem królowa.
Wróżka spojrzała na nią filuternie.
—  Sprawiedliwość wróżek objawia się dopiero po latach — powiedziała. — A postępki wróżek, choć pełne niespodzianek, zawsze mają swój sens, proszę Waszej Królewskiej Mości.
—  Być może — westchnęła królowa. — Może mogłaby pani jednak, pani wróżko, przydać nieco rozumu starszej, która jest taka piękna?
—  Niestety, Wasza Królewska Mość, nie mogę — odpowiedziała wróżka. — Ale dam jej za to moc obdarowania swą pięknością tego, kogo jej serce wy­bierze.
—  Dużo jej z tego przyjdzie — mruknęła królowa.
—  Zobaczymy! — roześmiała się wróżka i odleciała.
Księżniczki rosły, rosły też ich zalety i wady. Młodsza szpetniała coraz bardziej — starsza z dnia na dzień stawała się coraz głupsza. O cokolwiek ją zapytano, nie umiała nic odpowiedzieć albo odpowiadała nie do rzeczy. Była nadto tak gapowata
i niezdarna, że na każdym dworskim przyjęciu musiała zbić choćby jedną filiżankę, wylać sos czy oranżadę, lub przewrócić choćby jedno krzesełko.
Gdy obie księżniczki ukazywały się na jakiejś dworskiej uroczystości, w pierw­szej chwili goście otaczali piękniejszą, ale gdy się przekonali, że na zręczne słówka nie odpowiada ani be, ani me, a gdy odezwie się — to bez ładu i składu, znudzeni głupią pięknością gromadzili się wokół bystrej i rozumnej brzyduli. I nie minął kwadrans, a przy starszej księżniczce nie było nikogo, młodsza zaś była otoczona. Wkrótce też wśród rozważnych kawalerów znalazła sobie męża.
Po zamążpójściu młodszej siostry piękna księżniczka bardzo posmutniała. Mimo urody była samotna i czuła się pożałowania godną osóbką. Wiedziała też, że jej głupota jest celem żartów i prześmieszków. Zaczęła więc unikać dworskiego towarzystwa i najchętniej wymykała się do wielkiego lasu roz­ciągającego się opodal królewskiego pałacu.
Był to piękny las. Mówiono, że to las zaczarowany i w wykrotach można tu spotkać karzełki, a w gęstwinie, w przelotnych cieniach i blaskach — igrające wróżki. Ale księżniczka nie szukała tu czarodziejskich uroków. W lesie szukała tylko ustronnego miejsca, by się schronić i wypłakać w samotności.
Pewnego letniego dnia księżniczka rozżaliła się więcej niż zwykle, bo na dworskim przyjęciu narobiła tyle głupstw, aż ją łagodna zwykle królowa ofuknęła. Więc gdy tylko rozeszli się goście, wymknęła się do lasu, ukryła się pod sta­rym rozłożystym dębem i płakała obficie i z całego serca.
Nagle posłyszała jakieś kroki. Przestraszona rozejrzała się dookoła. Leśną ścieżką zbliżał się ku niej jakiś jegomość. Był niskiego wzrostu i nieco kuśtykał na jedną nogę. Podszedł do księżniczki i wpatrzył się w nią z zachwytem.
—   Portrety pani, księżniczko, które miałem szczęście oglądać, nic nie kła­mały  — powiedział kłaniając się bardzo elegancko i zamiatając ziemię kapeluszem z piórami. — Jesteś, o pani, najpiękniejsza w świecie i nie żałuję, że wybrałem się do twego kraju, aby móc chociaż spojrzeć na ciebie.
Chociaż księżniczka była mocno gapowata, zauważyła jednak od razu piękne zachowanie nieznajomego, jego wytworny strój, strusie pióra na kape­luszu i brylantowe klamry u trzewików. Zauważyła także, że on sam jest brzydalem, jakiego nigdy jeszcze nie spotkała. Niesforny czub włosów sterczał mu nad niskim czołem, nos miał czerwony, gruby i wielki, oczka za to małe i zezowate. Lecz, choć zezem, patrzył na piękną księżniczkę z prawdziwym zachwytem.
—  Pani — mówił niezwykle dźwięcznym i miłym głosem — jakże to może być, aby tak piękna księżniczka miała tak smutną minkę! Powinnaś się, pani, cieszyć swoją urodą od rana do nocy!
—  Eee — mruknęła księżniczka mnąc w ręku swoją chusteczkę mokrą od łez.
—  Pani — ciągnął dalej nieznajomy. — Piękność jest darem tak wielkim, że starcza za wszystkie inne. Kto go posiada, nie powinien martwić się ni­czym.
—  Eee, gadanie! — powiedziała księżniczka.
—  Ale czymże się trapisz, o pani? — dopytywał się nieznajomy, a dźwięczny głos drżał mu ze wzruszenia. — Taka jesteś piękna!
—  Eee — powiedziała księżniczka — wolałabym być tak szpetna, a tak rozumnie mówić jak pan, niż być piękna i taka głupia, jak jestem.
—  O! — wykrzyknął nieznajomy. — Skoro sądzisz, o pani, że nie jesteś mądra, to właśnie dowodzi, że jesteś. Bo im kto ma więcej rozumu, tym bar­dziej wątpi, czy ma go dosyć.
—  Bo ja wiem? — westchnęła księżniczka. — Wiem tylko, że jestem głupia i okropnie mnie to martwi.
—  O! — rozpromienił się nieznajomy. — Jeśli tylko to jest przyczyną two­jego smutku, o pani, mogę skutecznie i od razu położyć kres twoim troskom.
—  Ciekawam, jak? — zapytała księżniczka.
—  Dzięki darowi wróżki mogę obdarzyć moim rozumem osobę, którą po­kocham nad wszystko na świecie. A ponieważ ty, o pani, jesteś tą osobą, od ciebie tylko zależy, aby zostać mądrą, i to natychmiast!
— Ojej! — wykrzyknęła księżniczka i spojrzała życzliwie na brzydala, który tak elegancko umiał powiedzieć, że jest w niej zakochany i że go nie odstrasza jej głupota. — Ojej — powtórzyła. — A kto pan właściwie jest?
—  Nazywam się Knyps z Czubkiem i jestem następcą tronu sąsiedniego królestwa.
—  Aha — powiedziała księżniczka. — Słyszałam o panu, Wasza Wyso­kość.
Istotnie, nieraz w ojcowskim pałacu mówiono przy niej o szpetnym i mą­drym księciu Knypsie z Czubkiem. A teraz miała sposobność dobrze mu się przyjrzeć. „Nos ma gruby, wielki i czerwony — myślała. — Włosy jeżą mu się w czub. Wzrost ma niepozorny, a na domiar wszystkiego kuśtyka i zezuje. Ale jeśli za niego wyjdę — będę mądra, a na tym mi przede wszystkim zależy".
Baczny wzrok księżniczki i jej długie milczenie sprawiły, że Knyps z Czubkiem westchnął z głębi serca.
—  Widzę, że moje oświadczyny nie są pani miłe — powiedział smutnym głosem. — Wcale się temu nie dziwię. Zjawię się jednak za rok, aby ponowić swoją prośbę.
—  Za rok — szepnęła księżniczka patrząc za oddalającym się Knypsem z Czubkiem.
I nagle chwycił ją strach, że co się odwlecze, to uciecze i że pozostanie głuptasem na zawsze.
—  Ej, Wasza Wysokość, panie Knypsie z Czubkiem! — zawołała. — Zgoda!
Za rok zostanę pańską żoną!
Ledwo, to powiedziała — stała się całkiem inną osobą. Wydało się jej, jakby cały świat rozbłysnął w jej oczach. Wszystko było ciekawe, warte po­znania i zastanowienia. I drzewa, i krzewy, i trawy, i przeciągający od zachodu wiaterek, który, jak sobie nagle przypomniała, nazywa się Zefirek. Podniosła paluszek pod wiatr, rozeznała, gdzie jest zachód, gdzie wschód, północ i południe.
— Zmądrzałam! — wykrzyknęła radośnie, obróciła się bardzo zgrabnie w kółko i zanuciła nie tylko dźwięcznie i do sensu, ale i do rymu, a jedno, drugie i trzecie zdarzyło się jej po raz pierwszy w życiu:

Czy ktoś mi, zefirku mój miły,
do głowy rozumu nadmuchał?
Bo myśli się we mnie zbudziły
i szepcą: — Patrz pilnie i słuchaj.

Tu ptaszek poddaje mi rymy,
tu listki zwierzają się szmerem.
Jak miło, gdy patrząc — myślimy,
a wieje powabny wiaterek.
Nucąc i bystro rozglądając się wokoło, pobiegła księżniczka do pałacu. Nagła jej odmiana zbudziła powszechny podziw i zdumienie. Gdy dawniej słyszano z jej ust same niedorzeczności, teraz wyrażała się rozumnie i z sen­sem. O poważnych sprawach mówiła poważnie, o zabawnych — dowcip­nie, umiała też rzucić zdrową myśl i dobry żart, a zawsze w porę. Wszystko to radowało niepomiernie króla i królową, dziwili się tylko, że odmiana ta na­stąpiła tak nagle.
Prawda: odmiana ta była tak nagła, że księżniczka od szczęśliwej chwili, gdy Jego Wysokość Knyps z Czubkiem obdarzył ją swoją mądrością, zapo­mniała całkiem o dawnych głupstwach.
Tymczasem sława jej piękności i mądrości rozniosła się po całym świecie i wszyscy młodzi królowie i książęta chcieli pozyskać jej względy, wszyscy prosili ją o rękę. Księżniczka jednak była zdania, że żaden nie jest dla niej dość mądry. Więc choć słuchała z przyjemnością słodkich słówek, które kawalerowie prawili, nie chciała się związać z żadnym z nich. Tak minął rok. W koń­cu zniecierpliwiło to króla.
—  Chyba nie chcesz zostać starą panną, moja córko — powiedział. — Nie możesz przebierać w kawalerach jak w ulęgałkach! Postanówże coś wresz­cie!
—  Co mam postanowić, drogi tato? — powiedziała piękna księżniczka. — Sam widzisz, że żaden z tych kawalerów nie jest dość mądry dla mnie.
—  Bardzo jesteś wymagająca, panienko — westchnął król. — Ale właśnie dzisiaj zgłosił się do mnie nowy konkurent. Jest to młody i bardzo bogaty książę. Nigdy nie widziałem przystojniejszego kawalera, a tak mądrze i uczenie prowadził ze mną rozmowę, że w końcu ja, który jestem bardzo bystrym królem, zatraciłem się całkiem i nie wiedziałem, o co chodzi. A oto — jego portret.
I król pokazał księżniczce portrecik młodego księcia. Istotnie, piękniejszego kawalera trudno było sobie wymarzyć, nic więc dziwnego, że księżniczka patrzyła na portrecik dość długo i wreszcie powiedziała, że rozważy tę sprawę i jutro da ojcu odpowiedź.
Po czym udała się do lasu, aby tam w spokoju przemyśleć całą tę sprawę jeszcze raz. Szła przed siebie pogrążona w myślach i zatrzymała się pod starym rozłożystym dębem. Oparła się o pień i myślała o pięknym kawalerze. Nagle, gdzieś w korzeniach drzewa, u swoich stóp posłyszała dudnienie, stuki, brzęki, szczęki, łoskoty i stłumiony gwar głosów.
—  Co tam się dzieje? — zawołała.
—  Sposobimy ucztę dla naszego pana, Jego Wysokości Knypsa z Czubkiem, którego jutro weselisko! — huknął spod korzeni dębu chór głosów, u stóp księżniczki rozstąpiła się ziemia i ukazała się wielka pieczara, a w niej wielki piec kuchenny, wielki komin z wielkim paleniskiem i wielkie rojowisko maluś­kich kucharzy, kuchcików, pasztetników i cukierników.
—  Wiwat nasz pan, Jego Wysokość Knyps z Czubkiem! — wykrzyknęli chórem, po czym dziarsko wzięli się do swojej kuchennej roboty. Obracali na wielkich rożnach wielkie pieczenie, smażyli wielkie kotlety na wielkich patel­niach i rusztach, wsuwali do pieca wielkie blachy z ciastami, kręcili sosy w wielkich misach, tarli chrzan na wielkich tarkach, tłukli korzenie w wielkich moździerzach — jednym słowem, sposobili tysiące frykasów i brząkając w łyżki, chochle, kopyście, noże i widelce, przesuwając zawadiacko na ucho kucharskie czapy, śpiewali na całe gardło:
Skoro się nasz pan Knyps żeni —
trzeba imać się pieczeni!
Smażmy, duśmy, wędźmy, pieczmy
zawiesisto, w sosie, z pieprzem!
Z estragonem! Z chrzanem! Z zielem!
Jak wesele — to wesele!
Wierćmy sosy! Kręćmy biszkopt!
Chochlą! Pałą! Drągiem! Łyżką!
Z solą, cukrem, żółtkiem, białkiem!
Wywijajmy rożnem, wałkiem!
Wymachujmy dzbankiem, kubkiem!
Wiwat! Wiwat pan Knyps z Czubkiem!
—  Ach! — wykrzyknęła na to piękna księżniczka. — Ach, Jego Wysokość Knyps z Czubkiem! Całkiem o nim zapomniałam, jak i o wszystkim, co mnie spotkało, gdy byłam głupią osóbką! A przecież rok temu obiecałam zostać jego żoną!
—  Właśnie — odezwał się obok niej głos. — I sądzę, że dotrzymuje pani obietnic — i Knyps z Czubkiem ukazał się zza dębu. — Nie wątpię też ani na chwilę, żeś tu przyszła, aby mi oddać swoją rękę, księżniczko.
Księżniczka, która miała jeszcze w oczach portret pięknego konkurenta, spojrzała na Knypsa z Czubkiem, westchnęła i powiedziała:
—  Gdybym miała do czynienia z gburem lub głupcem, znalazłabym się w nie lada kłopocie. Bowiem gbur i głupiec powiedziałby mi: „Hola, moja panno! Księżniczka nie rzuca słów na wiatr! Musisz mnie poślubić, boś mi to przyrzekła!" Lecz skoro ten, z którym mówię, jest człowiekiem rozumnym, obytym w świecie i eleganckim, chyba zrozumie, że teraz, będąc rozumna, jestem jeszcze bardziej wybredna niż przed rokiem, jeśli chodzi o kawalerów. A przecież nawet będąc głuptasem wahałam się, czy mam pana poślubić.
—  Tak — westchnął Knyps z Czubkiem i spojrzał na księżniczkę tak żałośnie, aż się zarumieniła. — Zwłaszcza że jestem równie szpetny teraz, gdyś, o pani, zmądrzała, jak i wówczas, gdyś nie grzeszyła rozumem.
Księżniczka zarumieniła się jeszcze bardziej i spojrzała na Jego Wysokość pana Knypsa z życzliwością. Jego głos, jego smutek sprawił, że ścisnęło się jej serce.
A pan Knyps z Czubkiem mówił dalej:
—  Ale powiedz mi, pani, proszę, czy oprócz mojej brzydoty coś ci się jeszcze we mnie nie podoba? Może mój rozum? Może moje obyczaje?
—  O, nie! — wykrzyknęła wzruszona księżniczka. — I pański rozum, i pańskie obyczaje zachwycają mnie po prostu!
—  Jeśli tak — rozpromienił się Jego Wysokość pan Knyps z Czubkiem — będę szczęśliwy! W pani bowiem mocy, śliczna księżniczko, jest uczynić ze mnie najpowabniejszego mężczyznę. Wiedz bowiem, że ta sama wróżka, która dała mi moc dzielić się własnym rozumem, dała moc tobie użyczyć twoich wdzięków, komu zechcesz. Oczywiście, jeśli pokochasz tę osobę na tyle, aby sobie tego życzyć.
—  Ależ tak! — zawołała księżniczka. — Życzę sobie tego!
Ledwo przebrzmiały te słowa, księżniczka spojrzawszy na pana Knypsa z Czubkiem niezmiernie się zdziwiła.
„Ależ to nadzwyczaj przystojny kawaler! — pomyślała. — Miło na niego patrzeć. Nie jest wcale tak niskiego wzrostu: sięga mi przecież do ramienia, a ja jestem bardzo wysoka. Patrzy na mnie nieco z ukosa, ale jest to pełne wdzięku spojrzenie zakochanego. Stąpa niezwykle elegancko, modnie, opadając na jedną nogę, włosy ma tak bujne, że układają mu się w piękny czub, a już najbardziej zachwyca mnie jego nos: jest w nim coś wojackiego i bohaterskiego".
I upojona zachwytem księżniczka wykrzyknęła głośno:
—  Ach, jaki pan przystojny, panie Knypsie z Czubkiem! Jestem panem zachwycona i wdzięczna wróżce, bo to przecież jej zasługa!
—  Niezupełnie — zaśmiała się wróżka, która nagle ukazała się z gęstwiny leśnej.
—  Jak to? — zdziwili się księżniczka i Jego Wysokość Knyps z Czubkiem. Wróżka położyła palec na ustach i powiedziała:
Czasem wróżka czar przemian w ręce ci oddaje,
by życie ci rozbłysło urokiem i wdziękiem,
a wówczas to, co kochasz, mądre się wydaje,
a co kochasz serdecznie — wydaje się piękne.
—   Tak czy owak — powiedział Jego Wysokość Knyps z Czubkiem elegancko
kłaniając się wróżce — dziękujemy!
—   Dziękujemy! — powtórzyła księżniczka.
Po czym wszyscy troje pośpieszyli do królewskiego pałacu. Król i królowa widząc, jakim uczuciem darzy córka kawalera, o którego szlachetności i rozumie słyszeli wiele dobrego, z radością zgodzili się przyjąć go za zięcia. I już nazajutrz odbyło się wesele.
Tak wspaniałej uczty nie pamiętali ludzie w całym królestwie, a odbyła się ona w lesie, pod starym dębem. Potrawy przyrządzone przez małych kucharzy, piekarzy i pasztetników były tak smakowite, że nikt nie mógł ich dość się nachwalić, a królowa, dobrawszy po raz szósty pasztetu z gęsich wątróbek, powiedziała do córki:
—  Przy takich kucharzach będziesz miała nieustannie gości, moja droga!
Ale księżniczkę nic nie obchodzili goście, bo cały czas wpatrywała się z zachwytem w pana Knypsa z Czubkiem.
Młoda para żyła długo i szczęśliwie. Pan Knyps z Czubkiem szczycił się przed całym światem mądrością swojej żony, ona zaś jego wdziękiem i urodą.
będą inne...