— Ach, co za brzydal! — westchnęła królowa spojrzawszy na chłopczyka.
— Niech
Wasza Królewska Mość nie przejmuje się jego brzydotą — powiedziała
obecna przy narodzinach wróżka. — Ten mały niewydarzony Knyps z czubkiem
wyrośnie na młodzieńca, który będzie wszystkich czarował rozumem i
dowcipem, a oprócz tego otrzyma ode mnie cenny dar.
— Jaki? Jaki? — przerwała ciekawie królowa.
— Będzie mógł obdarzyć swoim rozumem osobę, którą pokocha — powiedziała wróżka.
— Ach, co mu z tego przyjdzie — mruknęła pod nosem, niezbyt grzecznie, królowa.
— Zobaczymy! — wróżka roześmiała się bez urazy i odleciała.
Brzydki synek królewski chował się zdrowo i nie sprawiał nikomu kłopotu. Gdy tylko zaczął mówić, miał o wszystkim coś ciekawego do powiedzenia, a jego zachowanie było tak pełne wdzięku, że każdy był nim oczarowany.
Brzydki synek królewski chował się zdrowo i nie sprawiał nikomu kłopotu. Gdy tylko zaczął mówić, miał o wszystkim coś ciekawego do powiedzenia, a jego zachowanie było tak pełne wdzięku, że każdy był nim oczarowany.
Minęło
siedem lat. Królowej sąsiedniego państwa urodziły się dwie
dziewczynki, a przy narodzinach obecna była ta sama wróżka. Starsza
córeczka była piękna jak poranek, młodsza za to — okrutne brzydactwo.
— Ooo! Co za brzydula! — martwiła się królowa, spojrzawszy na swoje drugie dziecko.
— Niech
Wasza Królewska Mość tym się nie trapi — powiedziała wróżka. — Będzie
za to mieć tyle rozumu, że nikt nie spostrzeże, jak bardzo jest brzydka.
Aby zaś wszystko w rodzinie Waszej Królewskiej Mości działo się
sprawiedliwie, starsza nie będzie miała rozumu za grosz i wyrośnie na
głupią, chociaż śliczną pannę.
— Ładna mi sprawiedliwość! — mruknęła pod nosem królowa.
Wróżka spojrzała na nią filuternie.
Wróżka spojrzała na nią filuternie.
— Sprawiedliwość
wróżek objawia się dopiero po latach — powiedziała. — A postępki
wróżek, choć pełne niespodzianek, zawsze mają swój sens, proszę Waszej
Królewskiej Mości.
— Być może — westchnęła królowa. — Może mogłaby pani jednak, pani wróżko, przydać nieco rozumu starszej, która jest taka piękna?
— Niestety,
Wasza Królewska Mość, nie mogę — odpowiedziała wróżka. — Ale dam jej za
to moc obdarowania swą pięknością tego, kogo jej serce wybierze.
— Dużo jej z tego przyjdzie — mruknęła królowa.
— Zobaczymy! — roześmiała się wróżka i odleciała.
Księżniczki
rosły, rosły też ich zalety i wady. Młodsza szpetniała coraz bardziej —
starsza z dnia na dzień stawała się coraz głupsza. O cokolwiek ją
zapytano, nie umiała nic odpowiedzieć albo odpowiadała nie do rzeczy.
Była nadto tak gapowata
i niezdarna, że na każdym dworskim przyjęciu musiała zbić choćby jedną filiżankę, wylać sos czy oranżadę, lub przewrócić choćby jedno krzesełko.
i niezdarna, że na każdym dworskim przyjęciu musiała zbić choćby jedną filiżankę, wylać sos czy oranżadę, lub przewrócić choćby jedno krzesełko.
Gdy
obie księżniczki ukazywały się na jakiejś dworskiej uroczystości, w
pierwszej chwili goście otaczali piękniejszą, ale gdy się przekonali,
że na zręczne słówka nie odpowiada ani be, ani me, a gdy odezwie się —
to bez ładu i składu, znudzeni głupią pięknością gromadzili się wokół
bystrej i rozumnej brzyduli. I nie minął kwadrans, a przy starszej
księżniczce nie było nikogo, młodsza zaś była otoczona. Wkrótce też
wśród rozważnych kawalerów znalazła sobie męża.
Po
zamążpójściu młodszej siostry piękna księżniczka bardzo posmutniała.
Mimo urody była samotna i czuła się pożałowania godną osóbką. Wiedziała
też, że jej głupota jest celem żartów i prześmieszków. Zaczęła więc
unikać dworskiego towarzystwa i najchętniej wymykała się do wielkiego
lasu rozciągającego się opodal królewskiego pałacu.
Był
to piękny las. Mówiono, że to las zaczarowany i w wykrotach można tu
spotkać karzełki, a w gęstwinie, w przelotnych cieniach i blaskach —
igrające wróżki. Ale księżniczka nie szukała tu czarodziejskich uroków. W
lesie szukała tylko ustronnego miejsca, by się schronić i wypłakać w
samotności.
Pewnego
letniego dnia księżniczka rozżaliła się więcej niż zwykle, bo na
dworskim przyjęciu narobiła tyle głupstw, aż ją łagodna zwykle królowa
ofuknęła. Więc gdy tylko rozeszli się goście, wymknęła się do lasu,
ukryła się pod starym rozłożystym dębem i płakała obficie i z całego
serca.
Nagle
posłyszała jakieś kroki. Przestraszona rozejrzała się dookoła. Leśną
ścieżką zbliżał się ku niej jakiś jegomość. Był niskiego wzrostu i nieco
kuśtykał na jedną nogę. Podszedł do księżniczki i wpatrzył się w nią z
zachwytem.
— Portrety pani, księżniczko, które miałem szczęście oglądać, nic nie kłamały —
powiedział kłaniając się bardzo elegancko i zamiatając ziemię
kapeluszem z piórami. — Jesteś, o pani, najpiękniejsza w świecie i nie
żałuję, że wybrałem się do twego kraju, aby móc chociaż spojrzeć na
ciebie.
Chociaż
księżniczka była mocno gapowata, zauważyła jednak od razu piękne
zachowanie nieznajomego, jego wytworny strój, strusie pióra na
kapeluszu i brylantowe klamry u trzewików. Zauważyła także, że on sam
jest brzydalem, jakiego nigdy jeszcze nie spotkała. Niesforny czub
włosów sterczał mu nad niskim czołem, nos miał czerwony, gruby i wielki,
oczka za to małe i zezowate. Lecz, choć zezem, patrzył na piękną
księżniczkę z prawdziwym zachwytem.
— Pani
— mówił niezwykle dźwięcznym i miłym głosem — jakże to może być, aby
tak piękna księżniczka miała tak smutną minkę! Powinnaś się, pani,
cieszyć swoją urodą od rana do nocy!
— Eee — mruknęła księżniczka mnąc w ręku swoją chusteczkę mokrą od łez.
— Pani
— ciągnął dalej nieznajomy. — Piękność jest darem tak wielkim, że
starcza za wszystkie inne. Kto go posiada, nie powinien martwić się
niczym.
— Eee, gadanie! — powiedziała księżniczka.
— Ale czymże się trapisz, o pani? — dopytywał się nieznajomy, a dźwięczny głos drżał mu ze wzruszenia. — Taka jesteś piękna!
— Eee
— powiedziała księżniczka — wolałabym być tak szpetna, a tak rozumnie
mówić jak pan, niż być piękna i taka głupia, jak jestem.
— O!
— wykrzyknął nieznajomy. — Skoro sądzisz, o pani, że nie jesteś mądra,
to właśnie dowodzi, że jesteś. Bo im kto ma więcej rozumu, tym bardziej
wątpi, czy ma go dosyć.
— Bo ja wiem? — westchnęła księżniczka. — Wiem tylko, że jestem głupia i okropnie mnie to martwi.
— O!
— rozpromienił się nieznajomy. — Jeśli tylko to jest przyczyną twojego
smutku, o pani, mogę skutecznie i od razu położyć kres twoim troskom.
— Ciekawam, jak? — zapytała księżniczka.
— Dzięki
darowi wróżki mogę obdarzyć moim rozumem osobę, którą pokocham nad
wszystko na świecie. A ponieważ ty, o pani, jesteś tą osobą, od ciebie
tylko zależy, aby zostać mądrą, i to natychmiast!
—
Ojej! — wykrzyknęła księżniczka i spojrzała życzliwie na brzydala,
który tak elegancko umiał powiedzieć, że jest w niej zakochany i że go
nie odstrasza jej głupota. — Ojej — powtórzyła. — A kto pan właściwie
jest?
— Nazywam się Knyps z Czubkiem i jestem następcą tronu sąsiedniego królestwa.
— Aha — powiedziała księżniczka. — Słyszałam o panu, Wasza Wysokość.
Istotnie,
nieraz w ojcowskim pałacu mówiono przy niej o szpetnym i mądrym
księciu Knypsie z Czubkiem. A teraz miała sposobność dobrze mu się
przyjrzeć. „Nos ma gruby, wielki i czerwony — myślała. — Włosy jeżą mu
się w czub. Wzrost ma niepozorny, a na domiar wszystkiego kuśtyka i
zezuje. Ale jeśli za niego wyjdę — będę mądra, a na tym mi przede
wszystkim zależy".
Baczny wzrok księżniczki i jej długie milczenie sprawiły, że Knyps z Czubkiem westchnął z głębi serca.
— Widzę,
że moje oświadczyny nie są pani miłe — powiedział smutnym głosem. —
Wcale się temu nie dziwię. Zjawię się jednak za rok, aby ponowić swoją
prośbę.
— Za rok — szepnęła księżniczka patrząc za oddalającym się Knypsem z Czubkiem.
I nagle chwycił ją strach, że co się odwlecze, to uciecze i że pozostanie głuptasem na zawsze.
— Ej, Wasza Wysokość, panie Knypsie z Czubkiem! — zawołała. — Zgoda!
Za rok zostanę pańską żoną!
Za rok zostanę pańską żoną!
Ledwo,
to powiedziała — stała się całkiem inną osobą. Wydało się jej, jakby
cały świat rozbłysnął w jej oczach. Wszystko było ciekawe, warte
poznania i zastanowienia. I drzewa, i krzewy, i trawy, i przeciągający
od zachodu wiaterek, który, jak sobie nagle przypomniała, nazywa się
Zefirek. Podniosła paluszek pod wiatr, rozeznała, gdzie jest zachód,
gdzie wschód, północ i południe.
—
Zmądrzałam! — wykrzyknęła radośnie, obróciła się bardzo zgrabnie w
kółko i zanuciła nie tylko dźwięcznie i do sensu, ale i do rymu, a
jedno, drugie i trzecie zdarzyło się jej po raz pierwszy w życiu:
Czy ktoś mi, zefirku mój miły,
do głowy rozumu nadmuchał?
Bo myśli się we mnie zbudziły
i szepcą: — Patrz pilnie i słuchaj.
Tu ptaszek poddaje mi rymy,
tu listki zwierzają się szmerem.
Jak miło, gdy patrząc — myślimy,
a wieje powabny wiaterek.
Nucąc
i bystro rozglądając się wokoło, pobiegła księżniczka do pałacu. Nagła
jej odmiana zbudziła powszechny podziw i zdumienie. Gdy dawniej słyszano
z jej ust same niedorzeczności, teraz wyrażała się rozumnie i z
sensem. O poważnych sprawach mówiła poważnie, o zabawnych — dowcipnie,
umiała też rzucić zdrową myśl i dobry żart, a zawsze w porę. Wszystko
to radowało niepomiernie króla i królową, dziwili się tylko, że odmiana
ta nastąpiła tak nagle.
Prawda:
odmiana ta była tak nagła, że księżniczka od szczęśliwej chwili, gdy
Jego Wysokość Knyps z Czubkiem obdarzył ją swoją mądrością, zapomniała
całkiem o dawnych głupstwach.
Tymczasem
sława jej piękności i mądrości rozniosła się po całym świecie i wszyscy
młodzi królowie i książęta chcieli pozyskać jej względy, wszyscy
prosili ją o rękę. Księżniczka jednak była zdania, że żaden nie jest dla
niej dość mądry. Więc choć słuchała z przyjemnością słodkich słówek,
które kawalerowie prawili, nie chciała się związać z żadnym z nich. Tak
minął rok. W końcu zniecierpliwiło to króla.
— Chyba
nie chcesz zostać starą panną, moja córko — powiedział. — Nie możesz
przebierać w kawalerach jak w ulęgałkach! Postanówże coś wreszcie!
— Co
mam postanowić, drogi tato? — powiedziała piękna księżniczka. — Sam
widzisz, że żaden z tych kawalerów nie jest dość mądry dla mnie.
— Bardzo
jesteś wymagająca, panienko — westchnął król. — Ale właśnie dzisiaj
zgłosił się do mnie nowy konkurent. Jest to młody i bardzo bogaty
książę. Nigdy nie widziałem przystojniejszego kawalera, a tak mądrze i
uczenie prowadził ze mną rozmowę, że w końcu ja, który jestem bardzo
bystrym królem, zatraciłem się całkiem i nie wiedziałem, o co chodzi. A
oto — jego portret.
I
król pokazał księżniczce portrecik młodego księcia. Istotnie,
piękniejszego kawalera trudno było sobie wymarzyć, nic więc dziwnego, że
księżniczka patrzyła na portrecik dość długo i wreszcie powiedziała, że
rozważy tę sprawę i jutro da ojcu odpowiedź.
Po
czym udała się do lasu, aby tam w spokoju przemyśleć całą tę sprawę
jeszcze raz. Szła przed siebie pogrążona w myślach i zatrzymała się pod
starym rozłożystym dębem. Oparła się o pień i myślała o pięknym
kawalerze. Nagle, gdzieś w korzeniach drzewa, u swoich stóp posłyszała
dudnienie, stuki, brzęki, szczęki, łoskoty i stłumiony gwar głosów.
— Co tam się dzieje? — zawołała.
— Sposobimy
ucztę dla naszego pana, Jego Wysokości Knypsa z Czubkiem, którego jutro
weselisko! — huknął spod korzeni dębu chór głosów, u stóp księżniczki
rozstąpiła się ziemia i ukazała się wielka pieczara, a w niej wielki
piec kuchenny, wielki komin z wielkim paleniskiem i wielkie rojowisko
maluśkich kucharzy, kuchcików, pasztetników i cukierników.
— Wiwat
nasz pan, Jego Wysokość Knyps z Czubkiem! — wykrzyknęli chórem, po czym
dziarsko wzięli się do swojej kuchennej roboty. Obracali na wielkich
rożnach wielkie pieczenie, smażyli wielkie kotlety na wielkich
patelniach i rusztach, wsuwali do pieca wielkie blachy z ciastami,
kręcili sosy w wielkich misach, tarli chrzan na wielkich tarkach, tłukli
korzenie w wielkich moździerzach — jednym słowem, sposobili tysiące
frykasów i brząkając w łyżki, chochle, kopyście, noże i widelce,
przesuwając zawadiacko na ucho kucharskie czapy, śpiewali na całe
gardło:
Skoro się nasz pan Knyps żeni —
trzeba imać się pieczeni!
Smażmy, duśmy, wędźmy, pieczmy
zawiesisto, w sosie, z pieprzem!
Z estragonem! Z chrzanem! Z zielem!
Jak wesele — to wesele!
Wierćmy sosy! Kręćmy biszkopt!
Chochlą! Pałą! Drągiem! Łyżką!
Z solą, cukrem, żółtkiem, białkiem!
Wywijajmy rożnem, wałkiem!
Wymachujmy dzbankiem, kubkiem!
Wiwat! Wiwat pan Knyps z Czubkiem!
— Ach!
— wykrzyknęła na to piękna księżniczka. — Ach, Jego Wysokość Knyps z
Czubkiem! Całkiem o nim zapomniałam, jak i o wszystkim, co mnie
spotkało, gdy byłam głupią osóbką! A przecież rok temu obiecałam zostać
jego żoną!
— Właśnie
— odezwał się obok niej głos. — I sądzę, że dotrzymuje pani obietnic — i
Knyps z Czubkiem ukazał się zza dębu. — Nie wątpię też ani na chwilę,
żeś tu przyszła, aby mi oddać swoją rękę, księżniczko.
Księżniczka, która miała jeszcze w oczach portret pięknego konkurenta, spojrzała na Knypsa z Czubkiem, westchnęła i powiedziała:
— Gdybym
miała do czynienia z gburem lub głupcem, znalazłabym się w nie lada
kłopocie. Bowiem gbur i głupiec powiedziałby mi: „Hola, moja panno!
Księżniczka nie rzuca słów na wiatr! Musisz mnie poślubić, boś mi to
przyrzekła!" Lecz skoro ten, z którym mówię, jest człowiekiem rozumnym,
obytym w świecie i eleganckim, chyba zrozumie, że teraz, będąc rozumna,
jestem jeszcze bardziej wybredna niż przed rokiem, jeśli chodzi o
kawalerów. A przecież nawet będąc głuptasem wahałam się, czy mam pana
poślubić.
— Tak
— westchnął Knyps z Czubkiem i spojrzał na księżniczkę tak żałośnie, aż
się zarumieniła. — Zwłaszcza że jestem równie szpetny teraz, gdyś, o
pani, zmądrzała, jak i wówczas, gdyś nie grzeszyła rozumem.
Księżniczka
zarumieniła się jeszcze bardziej i spojrzała na Jego Wysokość pana
Knypsa z życzliwością. Jego głos, jego smutek sprawił, że ścisnęło się
jej serce.
A pan Knyps z Czubkiem mówił dalej:
— Ale
powiedz mi, pani, proszę, czy oprócz mojej brzydoty coś ci się jeszcze
we mnie nie podoba? Może mój rozum? Może moje obyczaje?
— O, nie! — wykrzyknęła wzruszona księżniczka. — I pański rozum, i pańskie obyczaje zachwycają mnie po prostu!
— Jeśli
tak — rozpromienił się Jego Wysokość pan Knyps z Czubkiem — będę
szczęśliwy! W pani bowiem mocy, śliczna księżniczko, jest uczynić ze
mnie najpowabniejszego mężczyznę. Wiedz bowiem, że ta sama wróżka, która
dała mi moc dzielić się własnym rozumem, dała moc tobie użyczyć twoich
wdzięków, komu zechcesz. Oczywiście, jeśli pokochasz tę osobę na tyle,
aby sobie tego życzyć.
— Ależ tak! — zawołała księżniczka. — Życzę sobie tego!
Ledwo przebrzmiały te słowa, księżniczka spojrzawszy na pana Knypsa z Czubkiem niezmiernie się zdziwiła.
„Ależ
to nadzwyczaj przystojny kawaler! — pomyślała. — Miło na niego patrzeć.
Nie jest wcale tak niskiego wzrostu: sięga mi przecież do ramienia, a
ja jestem bardzo wysoka. Patrzy na mnie nieco z ukosa, ale jest to pełne
wdzięku spojrzenie zakochanego. Stąpa niezwykle elegancko, modnie,
opadając na jedną nogę, włosy ma tak bujne, że układają mu się w piękny
czub, a już najbardziej zachwyca mnie jego nos: jest w nim coś
wojackiego i bohaterskiego".
I upojona zachwytem księżniczka wykrzyknęła głośno:
— Ach, jaki pan przystojny, panie Knypsie z Czubkiem! Jestem panem zachwycona i wdzięczna wróżce, bo to przecież jej zasługa!
— Niezupełnie — zaśmiała się wróżka, która nagle ukazała się z gęstwiny leśnej.
— Jak to? — zdziwili się księżniczka i Jego Wysokość Knyps z Czubkiem. Wróżka położyła palec na ustach i powiedziała:
Czasem wróżka czar przemian w ręce ci oddaje,
by życie ci rozbłysło urokiem i wdziękiem,
a wówczas to, co kochasz, mądre się wydaje,
a co kochasz serdecznie — wydaje się piękne.
— Tak czy owak — powiedział Jego Wysokość Knyps z Czubkiem elegancko
kłaniając się wróżce — dziękujemy!
kłaniając się wróżce — dziękujemy!
— Dziękujemy! — powtórzyła księżniczka.
Po
czym wszyscy troje pośpieszyli do królewskiego pałacu. Król i królowa
widząc, jakim uczuciem darzy córka kawalera, o którego szlachetności i
rozumie słyszeli wiele dobrego, z radością zgodzili się przyjąć go za
zięcia. I już nazajutrz odbyło się wesele.
Tak
wspaniałej uczty nie pamiętali ludzie w całym królestwie, a odbyła się
ona w lesie, pod starym dębem. Potrawy przyrządzone przez małych
kucharzy, piekarzy i pasztetników były tak smakowite, że nikt nie mógł
ich dość się nachwalić, a królowa, dobrawszy po raz szósty pasztetu z
gęsich wątróbek, powiedziała do córki:
— Przy takich kucharzach będziesz miała nieustannie gości, moja droga!
Ale księżniczkę nic nie obchodzili goście, bo cały czas wpatrywała się z zachwytem w pana Knypsa z Czubkiem.
Ale księżniczkę nic nie obchodzili goście, bo cały czas wpatrywała się z zachwytem w pana Knypsa z Czubkiem.
Młoda
para żyła długo i szczęśliwie. Pan Knyps z Czubkiem szczycił się przed
całym światem mądrością swojej żony, ona zaś jego wdziękiem i urodą.
będą inne...