(tu tylko fragment czytany na spotkaniu - więcej w czwartek o 14:30 lub w książce)
Było ciepłe sobotnie przedpołudnie. W domu państwa Piekielnych panowało straszliwe zamieszanie. Wiadomo - przeprowadzka!
Każdy z domowników na swój sposób starał się poradzić sobie z tym koszmarem.
Mama, na głowie której spoczywał cały dom, biegała między pokojami, usiłując o niczym nie zapomnieć. Babcia zajmowała się Helenką - najmłodszą i najbardziej żwawą spośród czworga dzieci. Dziadek, z właściwą sobie werwą, naprawiał samochód, a Edyta ciągle o coś wykłócała się ze Żmiją. Tato, jak to Tato, niczego nie zauważał. Mimo zamieszania pracował nad swym kolejnym wynalazkiem.
Wszyscy byli podenerwowani, dlatego w przypominającym pobojowisko mieszkaniu co chwila wybuchała jakaś awantura. Nawet Adaś, który w jednym miejscu chwili nie mógł usiedzieć, nie był zadowolony.
Po pierwsze dlatego, że przeprowadzka oznaczała dla niego pożegnanie z najlepszymi kolegami. Nie była to więc radosna wiadomość, tym bardziej, że niemal każdą wolną chwilę spędzał z Tomkiem, Kacprem i Bartkiem. Całymi godzinami grywali w scrabble, warcaby albo szachy. Na dodatek to była jego banda. Sam ją założył, i co najważniejsze, był w niej niekwestionowanym przywódcą. Pracował na to wiele długich lat. A teraz co? Przez jedną głupią przeprowadzkę wszystko przepadło, a jego świat właśnie walił się w gruzy!
Po drugie, Adaś nie mógł spokojnie zająć się swymi sprawami - był fenomenalnym wprost matematykiem i uwielbiał rozwiązywać logiczne zagadki oraz zadania matematyczne.
Od samego rana był więc zły niczym najprawdziwszy diabeł, bo ciągle ktoś przeszkadzał mu w ważnej szachowej rozgrywce (którą właśnie prowadził przez Internet) i kazał zajmować się jakimiś bzdurami związanymi z przenosinami.
Gdy tylko skończył partię, którą ku swemu bezbrzeżnemu zdumieniu przegrał, postanowił „zająć się" domownikami i tą ich przeprowadzką!
No i zaczęło się. Piekielny, wściekły z powodu przegranej, próbował swój gniew wyładować na rodzinie. Przeszkadzał więc każdemu, komu tylko mógł. Uszczypnął Edytę, wystraszył Helenkę, stłukł doniczkę z aloesem, rozlał sok, a Dziadkowi zniszczył rybę - największy okaz z jego wędkarskiej kolekcji. I zupełnie nie rozumiał, dlaczego wszyscy ciągle mają do niego pretensje.
Około południa Mama, zmęczona już jego wybrykami, kazała mu spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Adasiu, nie mamy zbyt wiele czasu - przekonywała go. - Trzeba jak najszybciej przewieźć wszystkie rzeczy. Sam widzisz, ile tego jest - dodała spoglądając ze smutkiem na piętrzące się wokół nich pudła.
- No dobra - powiedział łaskawie Adaś. - Niech będzie, pomogę...
I zabrał się do pracy. Do tekturowego pudełka z namalowanymi trupimi główkami spakował cały swój dobytek: szachy, książkę z zagadkami, procę, żelowe jo-jo, kolorowe kulki, aparat fotograficzny, dwa podkoszulki, kilka komiksów oraz pięć wspaniale utuczonych pająków.
- To wcale nie jest takie trudne - mruczał pod nosem Adaś Piekielny, często zwany Piekielnikiem.
Bułka z masłem! Teraz trzeba się tylko zastanowić, co zrobić z resztą rzeczy, rozmyślał, patrząc z niechęcią na kilka książek i zeszytów, które leżały w nieładzie w różnych miejscach pokoju.
- No to po sprawie - rzekł zadowolony, pakując znienawidzone przedmioty do ogromnego pudła i zastanawiając się, komu by podrzucić to paskudztwo.
Nagle doznał olśnienia.
- Ju-hu! - zawył niczym najprawdziwszy kojot.
Tak, to był genialny pomysł! Nie dość, że pozbędzie się kłopotu, to jeszcze zarobi parę groszy! Żeby tylko Edyta, jego bliźniacza siostra, ta wstrętna Edyta-Skarżypyta, o niczym się nie dowiedziała! Cały plan mógłby wtedy wziąć w łeb!
Na szczęście Skarżypyta była zajęta pakowaniem swoich fatałaszków, a to tak, jakby jej wcale nie było!
Dobra nasza, pomyślał Adaś. Trzeba jednak zachować czujność!
Kolanami upchnął wystające z pudła książki i niczym wiatr pognał do punktu skupu makulatury.
Gdy rozpromieniony, z gotówką w kieszeni wrócił do domu, w przedpokoju natknął się na Mamę.
- Gdzie ty się podziewasz? - zapytała. - Chodź, pomożesz mi - dodała.
- Nie ma mowy! - odburknął Adaś. - Mam mnóstwo pracy. Przecież sama mi kazałaś!
Mama jednak była głucha na wszelkie tłumaczenia i mimo protestów syna zdołała go wreszcie zaciągnąć do salonu.
- Teraz spakuj nasze rzeczy - poleciła. - Tu masz puste kartony - oznajmiła i zostawiła go samego w obliczu... wielkiego bogactwa.
Tak, to dopiero była gratka! W pokoju na podłodze leżało mnóstwo książek, a w oczach Adasia, Genialnego i Nieposkromionego Adasia Piekielnego, każda z nich zamieniała się w upragnioną monetę. Co tu dużo mówić, w całe stosy monet!
- O rany! - jęknął Adaś, z rozkoszą przypatrując się oddanym mu na żer albumom, księgom, książkom i książeczkom.
Ale forsa! No bo tylko pomyślcie sami, komu potrzebne są takie papierzyska? Przecież nikt od dawna już ich nie czyta! Tylko zawadzają! Mama z Babcią ciągle narzekają, że w domu jest za dużo rupieci. A przecież wszystko, tak łatwo, w tak oczywisty sposób, można zamienić na pieniądze. Na ogromną ilość pieniędzy! A tych, jak powszechnie wiadomo, nigdy nie jest za wiele, rozmyślał Adaś, a wartki strumień chciwości natychmiast zalał jego serce.
Ile to może być? - zastanawiał się, próbując w pamięci policzyć, jaką kwotę - w skali światowej - będzie można uzyskać ze sprzedaży
nikomu niepotrzebnych stert najróżniejszych papierów. No i, co było równie istotne, co można zrobić z taką furą pieniędzy?!
Tak! Z pewnością będzie można za to kupić całe stosy żelowych ślimaków, kolorowych robali i innych cudowności. Wystarczy także na nową procę i wyprawę do Peru! Przecież mityczny skarb Inków od dawna już tam na mnie czeka! - dodał wielce zadowolony.
Uśmiechając się do swych myśli, spakował do pudeł wszystkie książki. Nie oszczędził nawet rodzinnych albumów.
Każdy z domowników na swój sposób starał się poradzić sobie z tym koszmarem.
Mama, na głowie której spoczywał cały dom, biegała między pokojami, usiłując o niczym nie zapomnieć. Babcia zajmowała się Helenką - najmłodszą i najbardziej żwawą spośród czworga dzieci. Dziadek, z właściwą sobie werwą, naprawiał samochód, a Edyta ciągle o coś wykłócała się ze Żmiją. Tato, jak to Tato, niczego nie zauważał. Mimo zamieszania pracował nad swym kolejnym wynalazkiem.
Wszyscy byli podenerwowani, dlatego w przypominającym pobojowisko mieszkaniu co chwila wybuchała jakaś awantura. Nawet Adaś, który w jednym miejscu chwili nie mógł usiedzieć, nie był zadowolony.
Po pierwsze dlatego, że przeprowadzka oznaczała dla niego pożegnanie z najlepszymi kolegami. Nie była to więc radosna wiadomość, tym bardziej, że niemal każdą wolną chwilę spędzał z Tomkiem, Kacprem i Bartkiem. Całymi godzinami grywali w scrabble, warcaby albo szachy. Na dodatek to była jego banda. Sam ją założył, i co najważniejsze, był w niej niekwestionowanym przywódcą. Pracował na to wiele długich lat. A teraz co? Przez jedną głupią przeprowadzkę wszystko przepadło, a jego świat właśnie walił się w gruzy!
Po drugie, Adaś nie mógł spokojnie zająć się swymi sprawami - był fenomenalnym wprost matematykiem i uwielbiał rozwiązywać logiczne zagadki oraz zadania matematyczne.
Od samego rana był więc zły niczym najprawdziwszy diabeł, bo ciągle ktoś przeszkadzał mu w ważnej szachowej rozgrywce (którą właśnie prowadził przez Internet) i kazał zajmować się jakimiś bzdurami związanymi z przenosinami.
Gdy tylko skończył partię, którą ku swemu bezbrzeżnemu zdumieniu przegrał, postanowił „zająć się" domownikami i tą ich przeprowadzką!
No i zaczęło się. Piekielny, wściekły z powodu przegranej, próbował swój gniew wyładować na rodzinie. Przeszkadzał więc każdemu, komu tylko mógł. Uszczypnął Edytę, wystraszył Helenkę, stłukł doniczkę z aloesem, rozlał sok, a Dziadkowi zniszczył rybę - największy okaz z jego wędkarskiej kolekcji. I zupełnie nie rozumiał, dlaczego wszyscy ciągle mają do niego pretensje.
Około południa Mama, zmęczona już jego wybrykami, kazała mu spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Adasiu, nie mamy zbyt wiele czasu - przekonywała go. - Trzeba jak najszybciej przewieźć wszystkie rzeczy. Sam widzisz, ile tego jest - dodała spoglądając ze smutkiem na piętrzące się wokół nich pudła.
- No dobra - powiedział łaskawie Adaś. - Niech będzie, pomogę...
I zabrał się do pracy. Do tekturowego pudełka z namalowanymi trupimi główkami spakował cały swój dobytek: szachy, książkę z zagadkami, procę, żelowe jo-jo, kolorowe kulki, aparat fotograficzny, dwa podkoszulki, kilka komiksów oraz pięć wspaniale utuczonych pająków.
- To wcale nie jest takie trudne - mruczał pod nosem Adaś Piekielny, często zwany Piekielnikiem.
Bułka z masłem! Teraz trzeba się tylko zastanowić, co zrobić z resztą rzeczy, rozmyślał, patrząc z niechęcią na kilka książek i zeszytów, które leżały w nieładzie w różnych miejscach pokoju.
- No to po sprawie - rzekł zadowolony, pakując znienawidzone przedmioty do ogromnego pudła i zastanawiając się, komu by podrzucić to paskudztwo.
Nagle doznał olśnienia.
- Ju-hu! - zawył niczym najprawdziwszy kojot.
Tak, to był genialny pomysł! Nie dość, że pozbędzie się kłopotu, to jeszcze zarobi parę groszy! Żeby tylko Edyta, jego bliźniacza siostra, ta wstrętna Edyta-Skarżypyta, o niczym się nie dowiedziała! Cały plan mógłby wtedy wziąć w łeb!
Na szczęście Skarżypyta była zajęta pakowaniem swoich fatałaszków, a to tak, jakby jej wcale nie było!
Dobra nasza, pomyślał Adaś. Trzeba jednak zachować czujność!
Kolanami upchnął wystające z pudła książki i niczym wiatr pognał do punktu skupu makulatury.
Gdy rozpromieniony, z gotówką w kieszeni wrócił do domu, w przedpokoju natknął się na Mamę.
- Gdzie ty się podziewasz? - zapytała. - Chodź, pomożesz mi - dodała.
- Nie ma mowy! - odburknął Adaś. - Mam mnóstwo pracy. Przecież sama mi kazałaś!
Mama jednak była głucha na wszelkie tłumaczenia i mimo protestów syna zdołała go wreszcie zaciągnąć do salonu.
- Teraz spakuj nasze rzeczy - poleciła. - Tu masz puste kartony - oznajmiła i zostawiła go samego w obliczu... wielkiego bogactwa.
Tak, to dopiero była gratka! W pokoju na podłodze leżało mnóstwo książek, a w oczach Adasia, Genialnego i Nieposkromionego Adasia Piekielnego, każda z nich zamieniała się w upragnioną monetę. Co tu dużo mówić, w całe stosy monet!
- O rany! - jęknął Adaś, z rozkoszą przypatrując się oddanym mu na żer albumom, księgom, książkom i książeczkom.
Ale forsa! No bo tylko pomyślcie sami, komu potrzebne są takie papierzyska? Przecież nikt od dawna już ich nie czyta! Tylko zawadzają! Mama z Babcią ciągle narzekają, że w domu jest za dużo rupieci. A przecież wszystko, tak łatwo, w tak oczywisty sposób, można zamienić na pieniądze. Na ogromną ilość pieniędzy! A tych, jak powszechnie wiadomo, nigdy nie jest za wiele, rozmyślał Adaś, a wartki strumień chciwości natychmiast zalał jego serce.
Ile to może być? - zastanawiał się, próbując w pamięci policzyć, jaką kwotę - w skali światowej - będzie można uzyskać ze sprzedaży
nikomu niepotrzebnych stert najróżniejszych papierów. No i, co było równie istotne, co można zrobić z taką furą pieniędzy?!
Tak! Z pewnością będzie można za to kupić całe stosy żelowych ślimaków, kolorowych robali i innych cudowności. Wystarczy także na nową procę i wyprawę do Peru! Przecież mityczny skarb Inków od dawna już tam na mnie czeka! - dodał wielce zadowolony.
Uśmiechając się do swych myśli, spakował do pudeł wszystkie książki. Nie oszczędził nawet rodzinnych albumów.
- E tam! Nudziarstwo - mówił do siebie, przeglądając jeden z
nich. - No nie! - skrzywił się, widząc siebie jako rocznego bobasa. - Do pudła z tym. I to natychmiast! - postanowił. Już nikt nigdy nie będzie go dręczyć takim widokiem! Przecież to zniewaga dla każdego mężczyzny, pomyślał. Albumy spoczęły więc na dnie kolejnego pudła. Teraz tylko trzeba wymyślić jakiś sposób na wyniesienie tego wszystkiego z domu. I to najlepiej tak, żeby nikt niczego nie zauważył. Nawet ta wścibska Edyta. Los sprzyjał Piekielnemu. Wszyscy zajęci byli swymi sprawami i nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. - Uff! Ale ciężkie - jęknął Adaś, mocując się z jednym z pudeł. Co tam! Punkt skupu makulatury nie jest aż tak daleko, pocieszał się. Objuczony niczym osioł, podstępny jak lis i cichutki niby myszka, kilkakrotnie wymykał się z domu do punktu skupu. |
Nie było to łatwe, jednak jego trud i cierpliwość zostały nagrodzone. Już wkrótce w kieszeni swą radosną pieśń wyśpiewywały mu zdobyte monety. To była najpiękniejsza melodia, jaką Adaś kiedykolwiek słyszał. Wsłuchując się w nią, zastanawiał się nad tym, jak zbić prawdziwą fortunę, a w jego głowie aż huczało od najróżniejszych pomysłów. Na szczęście chyba nikt niczego nie zauważył.
Przed domem zobaczył samochód firmy „Przeprowadzki. Kociołek i Syn", który miał przewieźć meble oraz większe pakunki. Obok niego stały już przygotowane do drogi dwa „rodzinne" samochody - stary ford, którym jeździła Mama, oraz czarne, przypominające karawan, auto należące do dziadków.
Obok gotowych do jazdy samochodów zobaczył niemal całą swą rodzinkę. Panował straszny rozgardiasz - wszyscy mówili jednocześnie. Mama próbowała dogadać się z kierowcą, Babcia sprawdzała, czy meble są dobrze ustawione, a Dziadek mocował się z wędką.
Znalazłszy się w tym rozwrzeszczanym ludzkim gąszczu, Adaś torował sobie drogę do pokoju Żmii, najstarszej z rodzeństwa.
- Cześć. Jak ci idzie? Może ci pomóc? - zapytał przymilnie, ale zupełnie nieszczerze.
Żmija, która nosiła zwykłe ludzkie imię Zuzanna, choć nikt jakoś o tym nie pamiętał, skrzywiła się.
- Nawet się nie waż! - syknęła.
Adaś czuł, że nie będzie z nią łatwo, ale... widok piętrzących się w kartonach książek dodał mu sił.
- Telefon do ciebie - skłamał bez mrugnięcia okiem. - To chyba Michał albo ktoś taki - dodał, ale Żmii już nie było. Były za to książki. Cała błyszcząca i brzęcząca ich masa! Jedno spojrzenie i Adaś wiedział już, że nie da rady zabrać wszystkich.
- Wielka szkoda - powiedział do siebie, starając się przeboleć straty. Trzeba będzie dokonać wyboru. I to szybko, bo oszukana Żmija potrafi być jadowita!
Złapał największe, zamknięte już pudło i - by uniknąć wpadki - szybko przeniósł je do salonu.
No dobrze. Chyba nikt tego nie zauważył, ucieszył się.
Gdy wracał, Żmija była już na miejscu.
Uff! Udało się, cieszył się Piekielny, uśmiechając się do swych myśli.
- No i co z tym telefonem? - zapytała rozjuszona Żmija, a w jej oczach pojawiły się złe błyski.
- Chyba się przesłyszałem. A może już wyłączyli? - roześmiał się upiornie Piekielny, ratując się długim skokiem.
- Poczekaj, jeszcze cię dopadnę! - usłyszał za sobą wrzask, ale zapowiedź zemsty wcale go nie wystraszyła.
Był w wyśmienitym nastroju, zwłaszcza że przed drzwiami do mieszkania znalazł kolejny karton, a raczej kolejną górę pieniędzy.
- Super! - wykrzyknął, odchylając wieko. Jego oczom ukazała się sterta pożółkłych kartek zapisanych drobnym pismem.
Ale bazgroły pomyślał Adaś Piekielny. Niczego nie można przeczytać. W sam raz na makulaturę!
Gdy wszyscy zajęci byli dopakowywaniem drobiazgów, Adaś pognał do punktu skupu makulatury, taszcząc dwa ostatnie pudła.
Czekała go jednak przykra niespodzianka. W jednym z pudeł zamiast książek pełno było... Żmijowych ubrań. Jakieś bluzeczki, apaszki, chusteczki... Okropność!
Ale pech! - pomyślał rozgoryczony Adaś.
- Ubrań nie skupujemy - powiedział mu ponuro Pan Wielki Papier. - Lepiej odnieś je do domu - poradził.
- Do domu?!
Nie! Nigdy! To byłby mój koniec, przeraził się Adaś. Zaraz wszystko by się wydało. Przecież nikt by nie zrozumiał, że oddając niepotrzebne rzeczy na makulaturę, oszczędza wszystkim pracy. Na dodatek chroni środowisko, no i wzbogaca swą prywatną kiesę, co, przy wątłym stanie rodzinnych finansów, nie jest bez znaczenia.
Adasiowi wcale nie podobał się pomysł taszczenia z powrotem tego szmacianego paskudztwa. Jeszcze któryś ze starych przyjaciół by go zauważył, zaczepił, zajrzał do środka i...
Koszmar! Zbyt długo pracowałem na swą pozycję, by z tak głupiego powodu ją teraz stracić! - pomyślał ze zgrozą Piekielny i aż mu ciarki przeszły po grzbiecie na myśl o tak wielkiej kompromitacji.
Trzeba to wrzucić do śmieci. I to jak najszybciej, gorączkował się. Przecież śmietnik jest całkiem blisko, po drugiej stronie ulicy. Wystarczy tylko przejść przez jezdnię.
Biegnąc tak szybko, jak mu na to pozwalało pudło, przypadkiem natknął się na żółty kontener Polskiego Czerwonego Krzyża. Udało się! Miał szczęście!
Choć wymagało to trochę wysiłku (pudło było bowiem duże), wyrzucił ubrania razem z nim i - wolny jak ptak - popędził do domu. Już na niego trąbili!
- Gdzie byłeś? - zapytała Mama. - Od dawna cię szukamy - dodała z wyrzutem.
- Spełniałem dobry uczynek - zawołał radośnie Adaś Piekielny, Adaś Wspaniały Pomysł, Adaś Dobroczyńca. Chwycił przygotowane wcześniej pudło i usadowił się obok Edyty.
- Posuń się - warknął na nią, ale nawet nie drgnęła.
- Co tam masz? - zapytała, spoglądając na szare pudło ozdobione trupimi główkami.
- Eee, nic takiego. To osobiste rzeczy! - odpowiedział Adaś z szelmowskim uśmiechem.
Wszyscy dobrze wiedzieli, że taki uśmiech nie wróży nic dobrego, Edyta jednak go nie zauważyła.
- Nareszcie! - odetchnęła Mama. - A myślałam, że będzie gorzej. Wydawało mi się, że tych pudeł, które mamy zabrać naszymi samochodami, jest znacznie więcej - dodała zdziwiona.
Ooo! Zaczyna się, zaniepokoił się Adaś i udał, że nie dosłyszał uwagi Mamy. Na wszelki wypadek wyjął z pudełka pierwszy z brzegu komiks i zajął się jego lekturą.
Po chwili samochód z piskiem opon i rzężeniem silnika wyjeżdżał z ulicy, na której Adaś spędził najlepsze chwile swojego życia.
Oj, pomyślał chłopiec, odrywając się od komiksu i spoglądając przez okno. Będzie mi tego brakowało. Przede wszystkim Tomka! Ech, co za głupi pomysł z tą przeprowadzką, dumał z naburmuszoną miną.
Jego niewesołe myśli odgadła Mama.
- Rozchmurz się Adamie - powiedziała. - To miała być wprawdzie tajemnica, ale już teraz ci o tym powiem - dodała, uśmiechając się do syna.
- O czym znowu? - odburknął Piekielny.
- W tym nowym domu będziesz miał swój pokój. Na poddaszu. Będzie tylko dla ciebie - zastrzegła.
Słysząc to, Adaś ucieszył się tak, że omal nie wyskoczył z samochodu.
- Super! - odparł rozpromieniony.
No nareszcie! Będzie miał swój pokój. Jego i tylko jego! Na dodatek na poddaszu. Świetnie! Hurraaa! Precz z Edytą!
Ukradkiem spojrzał na siostrę. Malujące się na jej twarzy zaskoczenie czyniło pokój jeszcze bardziej atrakcyjnym.
Przed domem zobaczył samochód firmy „Przeprowadzki. Kociołek i Syn", który miał przewieźć meble oraz większe pakunki. Obok niego stały już przygotowane do drogi dwa „rodzinne" samochody - stary ford, którym jeździła Mama, oraz czarne, przypominające karawan, auto należące do dziadków.
Obok gotowych do jazdy samochodów zobaczył niemal całą swą rodzinkę. Panował straszny rozgardiasz - wszyscy mówili jednocześnie. Mama próbowała dogadać się z kierowcą, Babcia sprawdzała, czy meble są dobrze ustawione, a Dziadek mocował się z wędką.
Znalazłszy się w tym rozwrzeszczanym ludzkim gąszczu, Adaś torował sobie drogę do pokoju Żmii, najstarszej z rodzeństwa.
- Cześć. Jak ci idzie? Może ci pomóc? - zapytał przymilnie, ale zupełnie nieszczerze.
Żmija, która nosiła zwykłe ludzkie imię Zuzanna, choć nikt jakoś o tym nie pamiętał, skrzywiła się.
- Nawet się nie waż! - syknęła.
Adaś czuł, że nie będzie z nią łatwo, ale... widok piętrzących się w kartonach książek dodał mu sił.
- Telefon do ciebie - skłamał bez mrugnięcia okiem. - To chyba Michał albo ktoś taki - dodał, ale Żmii już nie było. Były za to książki. Cała błyszcząca i brzęcząca ich masa! Jedno spojrzenie i Adaś wiedział już, że nie da rady zabrać wszystkich.
- Wielka szkoda - powiedział do siebie, starając się przeboleć straty. Trzeba będzie dokonać wyboru. I to szybko, bo oszukana Żmija potrafi być jadowita!
Złapał największe, zamknięte już pudło i - by uniknąć wpadki - szybko przeniósł je do salonu.
No dobrze. Chyba nikt tego nie zauważył, ucieszył się.
Gdy wracał, Żmija była już na miejscu.
Uff! Udało się, cieszył się Piekielny, uśmiechając się do swych myśli.
- No i co z tym telefonem? - zapytała rozjuszona Żmija, a w jej oczach pojawiły się złe błyski.
- Chyba się przesłyszałem. A może już wyłączyli? - roześmiał się upiornie Piekielny, ratując się długim skokiem.
- Poczekaj, jeszcze cię dopadnę! - usłyszał za sobą wrzask, ale zapowiedź zemsty wcale go nie wystraszyła.
Był w wyśmienitym nastroju, zwłaszcza że przed drzwiami do mieszkania znalazł kolejny karton, a raczej kolejną górę pieniędzy.
- Super! - wykrzyknął, odchylając wieko. Jego oczom ukazała się sterta pożółkłych kartek zapisanych drobnym pismem.
Ale bazgroły pomyślał Adaś Piekielny. Niczego nie można przeczytać. W sam raz na makulaturę!
Gdy wszyscy zajęci byli dopakowywaniem drobiazgów, Adaś pognał do punktu skupu makulatury, taszcząc dwa ostatnie pudła.
Czekała go jednak przykra niespodzianka. W jednym z pudeł zamiast książek pełno było... Żmijowych ubrań. Jakieś bluzeczki, apaszki, chusteczki... Okropność!
Ale pech! - pomyślał rozgoryczony Adaś.
- Ubrań nie skupujemy - powiedział mu ponuro Pan Wielki Papier. - Lepiej odnieś je do domu - poradził.
- Do domu?!
Nie! Nigdy! To byłby mój koniec, przeraził się Adaś. Zaraz wszystko by się wydało. Przecież nikt by nie zrozumiał, że oddając niepotrzebne rzeczy na makulaturę, oszczędza wszystkim pracy. Na dodatek chroni środowisko, no i wzbogaca swą prywatną kiesę, co, przy wątłym stanie rodzinnych finansów, nie jest bez znaczenia.
Adasiowi wcale nie podobał się pomysł taszczenia z powrotem tego szmacianego paskudztwa. Jeszcze któryś ze starych przyjaciół by go zauważył, zaczepił, zajrzał do środka i...
Koszmar! Zbyt długo pracowałem na swą pozycję, by z tak głupiego powodu ją teraz stracić! - pomyślał ze zgrozą Piekielny i aż mu ciarki przeszły po grzbiecie na myśl o tak wielkiej kompromitacji.
Trzeba to wrzucić do śmieci. I to jak najszybciej, gorączkował się. Przecież śmietnik jest całkiem blisko, po drugiej stronie ulicy. Wystarczy tylko przejść przez jezdnię.
Biegnąc tak szybko, jak mu na to pozwalało pudło, przypadkiem natknął się na żółty kontener Polskiego Czerwonego Krzyża. Udało się! Miał szczęście!
Choć wymagało to trochę wysiłku (pudło było bowiem duże), wyrzucił ubrania razem z nim i - wolny jak ptak - popędził do domu. Już na niego trąbili!
- Gdzie byłeś? - zapytała Mama. - Od dawna cię szukamy - dodała z wyrzutem.
- Spełniałem dobry uczynek - zawołał radośnie Adaś Piekielny, Adaś Wspaniały Pomysł, Adaś Dobroczyńca. Chwycił przygotowane wcześniej pudło i usadowił się obok Edyty.
- Posuń się - warknął na nią, ale nawet nie drgnęła.
- Co tam masz? - zapytała, spoglądając na szare pudło ozdobione trupimi główkami.
- Eee, nic takiego. To osobiste rzeczy! - odpowiedział Adaś z szelmowskim uśmiechem.
Wszyscy dobrze wiedzieli, że taki uśmiech nie wróży nic dobrego, Edyta jednak go nie zauważyła.
- Nareszcie! - odetchnęła Mama. - A myślałam, że będzie gorzej. Wydawało mi się, że tych pudeł, które mamy zabrać naszymi samochodami, jest znacznie więcej - dodała zdziwiona.
Ooo! Zaczyna się, zaniepokoił się Adaś i udał, że nie dosłyszał uwagi Mamy. Na wszelki wypadek wyjął z pudełka pierwszy z brzegu komiks i zajął się jego lekturą.
Po chwili samochód z piskiem opon i rzężeniem silnika wyjeżdżał z ulicy, na której Adaś spędził najlepsze chwile swojego życia.
Oj, pomyślał chłopiec, odrywając się od komiksu i spoglądając przez okno. Będzie mi tego brakowało. Przede wszystkim Tomka! Ech, co za głupi pomysł z tą przeprowadzką, dumał z naburmuszoną miną.
Jego niewesołe myśli odgadła Mama.
- Rozchmurz się Adamie - powiedziała. - To miała być wprawdzie tajemnica, ale już teraz ci o tym powiem - dodała, uśmiechając się do syna.
- O czym znowu? - odburknął Piekielny.
- W tym nowym domu będziesz miał swój pokój. Na poddaszu. Będzie tylko dla ciebie - zastrzegła.
Słysząc to, Adaś ucieszył się tak, że omal nie wyskoczył z samochodu.
- Super! - odparł rozpromieniony.
No nareszcie! Będzie miał swój pokój. Jego i tylko jego! Na dodatek na poddaszu. Świetnie! Hurraaa! Precz z Edytą!
Ukradkiem spojrzał na siostrę. Malujące się na jej twarzy zaskoczenie czyniło pokój jeszcze bardziej atrakcyjnym.
................
Dalszy ciąg na spotkaniu w czwartek o 14:30, oczywiście w bibliotece.